Baby bonds zamiast baby boomu
Nie jest to kwestia wyboru: na baby boom nie ma co liczyć. Co to są zatem baby bonds i jak mogą pomóc przyszłym pokoleniom w sprostaniu wyzwaniom finansowym, które przed nimi staną? W tym roku pojawiły się w liście do inwestorów Larry'ego Finka. Przy systemowym wsparciu zapewniłyby dzisiejszym dzieciom kapitał początkowy na start życia.
O kryzysie demograficznym i nadchodzącej katastrofie związanej z wypłatą świadczeń emerytalnych i zaspokojeniem potrzeb starzejącego się społeczeństwa, które spadnie na barki coraz mniej licznych młodych pokoleń, eksperci grzmią od lat co najmniej kilkunastu.
W tym czasie doświadczyliśmy kontrproduktywnej i demobilizującej "deformy" OFE, na mocy której w 2011 roku odebrano lwią część składki przekazywanej do funduszy emerytalnych (ponad dwie trzecie), a następnie trzy lata później zlikwidowano możliwość inwestowania w obligacje, upaństwowiono część obligacyjną i odebrano możliwość reklamowania się do tego stopnia, że trudno nawet poinformować nowe pokolenia wchodzące na rynek, że wciąż mają możliwość zapisania się do OFE. Z drugiej strony uczyniono z OFE ewenement, czyli fundusze emerytalne inwestujące gros swoich aktywów w akcje.
Kolejnym krokiem było wprowadzenie programu 500+ na drugie i każde kolejne dziecko, co miało być remedium na niską dzietność. Z tego zadania zupełnie się nie wywiązało, choć nawet nieprzychylni autorom programu ekonomiści przyznają, że program spełnił ważną funkcję socjalną i prokonsumencką, z czego skorzystała cała gospodarka.
Wreszcie w 2019 zaczęły funkcjonować PPK, na początku z dużymi oporami ze strony potencjalnych uczestników, z czasem coraz sprawniej. Wciąż jednak emerytura ze źródeł kapitałowych (doliczając do OFE i PPK jeszcze IKE, IKZE, OIPE i PPE) stanowi ułamek całości świadczenia, przynajmniej na dziś, i choć proporcja ta będzie się zmieniać, to w dużym stopniu z powodu topniejącej stopy zastąpienia (czyli procentu ostatniego wynagrodzenia, który stanowić będzie wysokość naszej emerytury z ZUS-u) w I filarze.
Reklama
Tymczasem w 2024 roku urodziło się zaledwie około 252 tys. dzieci, co jest najniższą liczbą urodzeń w całym powojennym okresie, a współczynnik dzietności spadł do rekordowo niskiego poziomu 1,099 – niemal o połowę mniej niż w 1990 roku, kiedy wynosił 1,991.
Te wszystkie elementy składają się na obraz, w którym rodzące się dzisiaj dzieci będą musiały sprostać utrzymaniu i zapewnieniu opieki ogromnej rzeszy starszych rodaków. Zgodnie z GUS-owską „Prognozą ludności rezydującej dla Polski na lata 2023-2060" z grudnia 2023 roku do 2060 r. liczba osób w wieku 65+ wzrośnie o jedną trzecią, podczas gdy liczba ludności ogółem spadnie o 12,7%.
Rozwiązaniem albo przynajmniej wsparciem dla tego pokolenia mogłoby być wprowadzenie "baby bonds", czyli obligacji dziecięcych, co mogłoby pozytywnie wpłynąć na nawyki oszczędzania i na demografię. W Wielkiej Brytanii pojawił się program Child Trust Fund, w Stanach Zjednoczonych – pomysł obligacji dziecięcych, czyli baby bonds – wspierane przez rząd, samorząd lub duże korporacje. Rozpatrywane były więc jako kolejny pomysł rządowy zapewniający kapitał początkowy dla dzieci. Ale kiedy ideę wsparł Larry Fink, dyrektor zarządzający jedną z największych na świecie firm inwestycyjnych, baby bonds szybko zaczęły być rozpatrywane jako odpowiedź giełdowa na kryzys demograficzny.
Larry Fink, prezes BlackRock, największej na świecie firmy zarządzającej aktywami, których wartość sięga 11,6 biliona dolarów, jest osobą, której opiniom świat inwestycyjny uważnie się przysłuchuje, a jego coroczny list do inwestorów często nadaje ton trendom inwestycyjnym na całym świecie. W tym roku poruszył takie tematy, jak zmiany klimatu, sztuczna inteligencja i długoterminowa wartość, ale najbardziej wyróżniającą się koncepcją była idea „obligacji dla dzieci”.
Chodzi o założenie dla każdego noworodka rachunku inwestycyjnego, w którym zgromadzony zostanie kapitał początkowy, który następnie będzie powiększany z czasem poprzez odsetki z procentu składanego i zdywersyfikowane inwestycje. Dzięki temu procesowi noworodki mogą uzyskać dostęp do znacznych funduszy, zanim osiągną dorosłość.
Jak policzył Maxim Manturov, head of investment research z Freedom24, obligacja o wartości 5000 dolarów zainwestowana z roczną stopą zwrotu na poziomie 7% (zgodną ze średnimi historycznymi wskaźnikami S&P 500), mogłaby wzrosnąć do prawie 17 000 dolarów w ciągu 18 lat.
– Dziś coraz częściej o finanse swoich dzieci chcą zadbać rodziny, które w strategiach inwestowania czy oszczędzania chcą uwzględniać te instrumenty finansowe, które realnie zabezpieczą przyszłe pokolenia. Nie ma żadnej gotowej ani tym bardziej zróżnicowanej oferty na polskim rynku. Bo właściwie poza kontem oszczędnościowym nie ma nic. Ale można zbudować indywidualną strategię – mówi Radosław Jodko, inwestor, ekspert ds. inwestycji RRJ Group.
Wizja stojąca za „baby bonds” wykracza poza granice finansowe, ponieważ ma na celu przygotowanie krajów na przyszłość. W regionach borykających się z problemami demograficznymi młodsze pokolenia są uważane za dobro narodowe. „Obligacje dla dzieci” mogą pomóc w stabilizacji gospodarki, umożliwiając młodym ludziom naukę, realizację marzeń lub założenie rodziny bez uzależnienia od niewydolnych systemów opieki społecznej.
– Baby bonds mogłyby stać się przy okazji elementem edukacji finansowej. Dzieci, dorastając ze świadomością posiadania takiej inwestycji, uczą się długoterminowego myślenia o finansach. To wartość dodana, która wykracza poza czysty wymiar ekonomiczny. W Polsce z pewnością jest potencjał – patrząc na rozwijającą się klasę średnią, ale i na trendy związane ze zmianami pokoleniowymi w podejściu do inwestowania – zwraca uwagę Radosław Jodko.
Jak czytamy w portalu Freedom24, propozycja Larry'ego Finka ma potencjał, aby przyczynić się do bardziej sprawiedliwej przyszłości naszego świata. Gdyby „obligacje dla dzieci” zostały skonstruowane w sposób zapewniający dzieciom z rodzin o niższych dochodach większy kapitał początkowy, mogłyby one pełnić rolę nowoczesnego czynnika wyrównującego i jednoczącego społeczeństwo, zapewniając każdemu dziecku dostęp do równych szans, niezależnie od pochodzenia. W obliczu coraz większej niestabilności świata, podziału społeczeństw i radykalizacji poglądów oraz stałych obaw o niepewność finansową mogłyby one stanowić szansę na stabilność finansową dla jednostek i całego społeczeństwa. Ruchy takie jak „żółte kamizelki” we Francji czy protesty w Ameryce Łacińskiej pokazują, że inwestowanie w stabilność i niwelowanie nierówności powinno być priorytetem decydentów na całym świecie.
– To byłby dobry ruch, choć wymaga systemowego podejścia. Patrząc na rozwój programów wspieranych przez rządy i szukania sposobu na powiązanie ich z demografią oraz – co ważniejsze może – powiązane z nawykiem oszczędzania, podobałby mi się pomysł, żeby każdemu, kto ma dzieci, państwo do wypracowanego przez siebie państwo dodało 2 proc. na każde dziecko. Zakładam, że oszczędzanie lub inwestowanie choćby w obligacje stałoby się powszechniejsze – uważa Radosław Jodko.
18.07.2025

Źródło: radoszki/ Shutterstock.com
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania