Obligacyjne strachy. Czy to już czas na obligacje długoterminowe?
Niektóre fundusze dłużne w ciągu ostatnich dwóch lat zarobiły po 30-40%, niewiele mniej niż o wiele bardziej ryzykowne akcje. Pieniądze płyną do nich szerokim strumieniem, ale głównie do krótkoterminowych. Czy to już czas na to, by pomyśleć o dłuższych horyzontach?
Tak brzmiało kluczowe pytanie poświęconej funduszom obligacji debaty, w której podczas 12. Fund Forum organizowanego przez Analizy Online wzięli udział zarządzający funduszami dłużnymi: Grzegorz Latała, dyrektor inwestycyjny TFI Allianz Polska, Michał Hołda, kierownik rynku obligacji, zarządzający funduszami Santander TFI, Bogusław Stefaniak, szef rynku obligacji w Departamencie Zarządzania Aktywami Ipopema TFI oraz Dominik Bekkewold, Sales Director Poland w Fidelity International.
Ile potrwa hossa na rynku długu?
– Nie wiem, kiedy zobaczymy pierwsze obniżki stóp procentowych, ale mam takie założenie, że za 30 miesięcy (2,5 roku) stopy bedziemy mieli na poziomie 3-3,5% stopy i rentowności 10-letnich papierów rzędu 3,5% – mówi Bogusław Stefaniak, szef rynku obligacji w Departamencie Zarządzania Aktywami Ipopema TFI. – Przy średniorocznej inflacji poniżej 5% powinniśmy średnio rocznie zarobić 10%, czyli dwa razy ponad inflację. 2,5 do 3 lat to czas, gdy klienci powinni być bardzo zadowoleni z inwestycji w obligacje, dalej w przyszłość nie wychodzę – zastrzega.
na zdjęciu: Bogusław Stefaniak, Ipopema TFI
Zupełnie innego zdania jest Dominik Bekkewold z Fidelity International, który uważa, że trudno mówić o hossie na obligacjach. Wskazuje, że kilka lat temu na indeksie polskich obligacji skarbowych mieliśmy poziomy 2040 punktów, obecnie 2050, a w międzyczasie nastąpił spadek do 1600, co oznaczało 20-proc. spadki. Zapaść na niektórych papierach amerykańskich i europejskich była jeszcze głębsza i nadal jeszcze sporo strat z lat 2021-2022 jest do odrobienia.
– Uważam, że nie ma żadnej hossy na długu, choć w perspektywie 12 miesięcy wyniki funduszy są dobre – ocenia.
na zdjęciu Dominik Bekkewold, Fidelity
Michał Hołda przekonuje, że fundusze dłużne nie potrzebują silnych spadków rentowności, żeby przy tych poziomach rentowności generować dobre stopy zwrotu.
– Natomiast ja też uważam, że czekają nas obniżki stóp NBP, coraz bliżej jest ta perspektywa, i z nimi spadki rentowności. Relatywna atrakcyjność krótkoterminowych instrumentów dłużnych będzie w kolejnych miesiącach spadać, a średnio- długoterminowe obligacje dają teraz szansę skorzystania z tych atrakcyjnych rentowności w dłuższym horyzoncie – uważa zarządzający Santandera TFI.
na zdjęciu Michał Hołda, Santander TFI
W opinii Grzegorza Latały definicja hossy czy bessy źle koresponduje z rynkiem dłużnym, raczej należałoby używać tych określeń w odniesieniu do rynku akcji. Jednocześnie dzisiejsze poziomy rentowności sprawiają, że funduszom obligacji nie jest potrzebna jakaś szczególna "hossa", bo nawet gdyby miały się nie zmieniać, to ich poziomy już są na tyle atrakcyjne, że warto w tę klasę aktywów inwestować w dłuższym horyzoncie czasowym.
na zdjęciu: Grzegorz Latała TFI Allianz Polska
– Ostatnio mieliśmy ciekawą emisję obligacji inflacyjnych po długiej przerwie. Ona pokazuje nam, jaka jest przewidywalna realna stopa zwrotu ponad inflację w tym wypadku w perspektywie 10 lat. Jeśli rynki mają rację, to będziemy zarabiać powyżej 3% ponad inflację rocznie w perspektywie 10 lat. Bez żadnych dynamicznych zmian rentowności jesteśmy w stanie na rynku długu bronić wartości oszczędności, nie martwmy się o hossę czy bessę – argumentuje przedstawiciel TFI Allianz Polska.
Czy już pora na dług długoterminowy?
Czy zatem to jest moment, żeby iść w większe ryzyko stopy procentowej, czyli w dłuższe duration, czy może ten moment już był? A może dopiero będzie?
Według Michała Hołdy w przypadku rynku obligacji średnio- i długoterminowych trudno mówić o pominiętej okazji.
– Wydaje się, że w ciągu kilku miesięcy wiele znaków zapytania, które nad rynkiem obligacji wisiały, zniknie, mamy wybory w USA, mamy rozkręcający się globalny cykl obniżek stóp procentowych, dane z USA [dużo lepsze od oczekiwań dane z rynku pracy za wrzesień – red.] trochę namieszały, ale wydaje się, że banki w Europie są skłonne stopy obniżać, zatem powinien teraz być dobry moment na inwestycje w średni i długi dług, a czy będzie jeszcze lepszy, to trudno powiedzieć – mówi zarządzający Santander TFI.
Również zdaniem Grzegorza Latały obecny moment jest atrakcyjny z punktu widzenia inwestora czy posiadacza jednostek funduszy dłużnych. Wskazuje, że banki centralne jednak odniosły sukces, jeżeli chodzi o walkę z inflacją, a wbrew spodziewaniom "ostatnia mila" nie okazała się aż tak trudna do pokonania, jak się spodziewano.
– Więc tak, jest to dobry moment, by zwiększyć zaangażowanie w obligacje długoterminowe, zwłaszcza, że klienci mają ich w tej chwili niewiele. W przypadku obligacji krótkoterminowych mamy specyficzną sytuację w Polsce dużej nadpłynności w sektorze bankowym – zastrzega jednak dyrektor inwestycyjny TFI Allianz Polska. – Krótkoterminowe obligacje o zapadalności do dwóch lat są w tej chwili bardzo mało atrakcyjne, bo kupują je banki, tak jak i zmiennokuponowe o krótkich terminach. Środowisko sprzyja papierom o średnim i dłuższym terminie.
Reklama
Bogusław Stefaniak z Ipopema TFI podkreśla, że choć oczywiście znakomitym momentem na inwestycje w obligacje był przełom października i listopada 2022, gdy rentowności 10-latek sięgały 9%, a na rynkach panował strach. Wcale nie wyklucza to jednak faktu, że mimo iż niektóre fundusze zarobiły po 40%, to w przyszłym roku inflacja zacznie schodzić w stron celu inflacyjnego i poziomów 2-2,5-3%.
– Stopy procentowe na pewno będziemy mieć nie wyżej niż dzisiaj. Jesteśmy przed głównym ruchem na stopach procentowych i to nie tylko w Polsce, ale i w USA, i w strefie euro. W grudniu 2021 mieliśmy masę klientów, którzy chcieli wpłacić pieniądze na jakikolwiek fundusz dłużny, tylko po to, żeby nie zapłacić podatku bankowego. Rentowności dwulatek wynosiły wtedy -0,2%, rentowności pięcioletnich obligacji 0,5%, a 10-letnich 1,1%. Dziś mamy masę miejsca na spadek rentowności. To jest kolejny dobry moment na podniesienie ryzyka – ocenia Bogusław Stefaniak.
Ponownie votum separatum zgłosił Dominik Bekkewold z Fidelity, zwracając uwagę, że zarówno w złotym, dolarze, jak i euro cała krzywa, wszystkie emisje skarbowe są poniżej stóp referencyjnych, co przy tradycyjnym podejściu patrzenia na kupon, sprawia, że nie jest opłacalna decyzja.
– Jak mamy dziś 1-mies. bony, które są o 100 pb. wyżej niż 10-letnie obligacje USA czy w Europie, to oznacza, że koszt pieniądza na długi okres nie jest w stanie zwalczyć tego na krótki okres – przekonuje. – Na to oczywiście można nałożyć cykl gospodarczy, cykl monetarny. Wszyscy patrzą, co powie Powell, tymczasem liczy się ujęcie fiskalne. W USA w najbliższym czasie będzie ogromna podaż obligacji i to jest wyzwanie. Natomiast bardzo korzystne dla obligacji skarbowych będzie załamanie obligacji bardziej ryzykownych, high yieldów. Długoterminowe są więc warte zakupów tylko przy założeniu, że bardziej ryzykowna część portfela będzie w kłopotach.
– Uwagę na problem fiskalny zwraca także spółki PIMCO z naszej grupy, jeden z największych inwestorów na rynku obligacji na świecie, ale dużego przerażenia, specjalnych obaw, jeśli chodzi podaże, nie ma, zwłaszcza w przypadku papierów o zapadalności 10-lat, a większe znaczenie ma cykl gospodarczy – dodaje Grzegorz Latała.
Duże potrzeby fisklane nie będą także raczej zagrożeniem dla polskich obligacji.
– Z mojego doświadczenia wynika, że kwestie fiskalne na rynek polski wpływają bardzo przejściowo i szybko wracamy do globalnych trendów – dodaje Michał Hołda. – Mamy cykl obniżek, Fed, który rzadziej zmienia zdanie niż inwestorzy, zakłada, że w dłuższym terminie stopy obniży do nieco poniżej 3%, rentowności są na 4%, wydaje mi się, że miarę postępowania cyklu będzie ona spadać.
10.10.2024

Źródło: analizy.pl
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania