„Gotówka będzie królem w najbliższej dekadzie”
Polikryzys – w ten sposób kilka miesięcy temu na łamach Financial Times Adam Tooze określił wszystkie negatywne zjawiska, które w jednym czasie dotknęły świat – od pandemii, poprzez susze, powodzie, kończą na wojnie w Ukrainie. Konsekwencją jest wszechobecna inflacja.
- Nigdy na rynkach kapitałowych nie brakowało kryzysów. Rzadko jednak kryzysy pokrywały się ze sobą i wybuchały jeden po drugim. Pandemia, wojna, działania banków centralnych, a za tym wszystkim stanęła inflacja. Inflacja, która w gospodarkach nie była obecna przez dekady. I w ramach polikryzysu jest to kluczowe zjawisko – ocenia Dominik Bekkewold, dyrektor sprzedaży w Fidelity International.
Reklama
Zobacz także: Rok stagflacji - prognozy na 2023 rok [RAPORT SPECJALNY]
Wpływ na globalną gospodarkę, a tym samym na nasze portfele będzie mieć także postępująca deglobalizacja, dekarbonizacja, a także zmiany demograficzne. Odkąd wybuchła pandemia, a potem wojna w Ukrainie, świat – będący zespołem naczyń połączonych – zaczął się przestawić na szukanie alternatywnych źródeł energii i zasilania, a globalna gospodarka uległa procesom deglobalizacji i polaryzacji. A to ma niebagatelny wpływ na inflację.
- Deglobalizacja, która postępuje w skutek geopolitycznych napięć, ma charakter proinflacyjny. Bowiem deglobalizacja oznaczać będzie m.in. wzrost kosztów produkcji – zaznacza Dominik Bekkewold.
Dekarbonizacja również jest pokłosiem ostatnich wydarzeń geopolitycznych. Wojna w Ukrainie sprawiła, że globalny mix energetyczny zaczął szybciej przesuwać się z dużej eksploatacji paliw kopalnych w stronę na odnawialnych źródeł energii (OZE). Unia Europejska zobowiązała się do osiągnięcia neutralności pod względem emisji dwutlenku węgla do 2050 roku.
Zdaniem Dominika Bekkewolda, procesy dekarbonizacyjne będą wspierały stagflację. - Wzrost ceny emisji gazów cieplarnianych będzie przekładał się na stagflację. Za 28 lat celem jest zerowa emisja. To również podbije presję inflacyjną. Dopóki OZE nie będą systemowo konkurencyjne, to będzie to miało negatywny wpływ na dynamikę PKB. Z raportu McKinsey wynika, że inwestycja w osiągnięcie zeroemisyjności do 2050 roku będzie kosztować ok. 275 bilionów dolarów. To oznacza 9 bln dol. rocznie, co podniesie inflacje globalnie o 0,5 pkt proc. To będzie trwały czynnik do końca tej dekady – przewiduje Dominik Bekkewold.
Przypomnijmy, że stagflacja jest okresem, kiedy zazwyczaj wszystkie klasy aktywów zachowują się negatywnie w sposób zsynchronizowany. Jest to czas, kiedy głównym celem inwestorów powinna być próba minimalizacji realnej erozji posiadanych oszczędności, a nie walka o osiąganie wysokich zysków. W warunkach stagflacyjnych najlepiej sprawdza się gotówka i jej substytuty. Mowa zatem m.in. o depozytach bankowych, czy bonach skarbowych, ale też funduszach. W przypadku tych ostatnich ekwiwalentem gotówki są rozwiązania oparte o zmienną stopę procentową – fundusze płynnościowe, konserwatywne i obligacji korporacyjnych.
Zobacz także: Dziś jedynie gotówka ma w portfelu sens
Nie bez znaczenia dla gospodarek i naszych portfeli są też postępujące zmiany demograficzne, zwłaszcza starzenie się społeczeństw. Jeszcze pięćdziesiąt lat temu ludność Unii Europejskiej stanowiła około 12 proc. światowej populacji. Dzisiaj udział ten wynosi zaledwie 6 proc. i przewiduje się, że do 2070 r. spadnie poniżej 4 proc. Porównując jednak trendy demograficzne w Europie do reszty świata, staje się jasne, że inne kontynenty przechodzą podobny proces starzenia, choć w nieco wolniejszym tempie. Zdaniem Dominika Bekkewolda starzenie się społeczeństwa to również silny czynnik proinflacyjny.
- To wszystko oznacza zmianę zasad gry w inwestycjach. Moim zdaniem gotówka wróciła do łask i będzie królem w najbliższej dekadzie. Dlatego warto ją mieć w portfelu (depozyty, instrumenty rynku pieniężnego, fundusze pieniężne) – radzi.
15.02.2023

Źródło: rangizzz / Shutterstock.com
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania