Zaprzęgnij indeksy do pracy
„Nie szukaj igły w stogu siana, kup cały stóg siana” – miał kiedyś powiedzieć John Bogle, twórca znanej firmy inwestycyjnej Vanguard i ojciec funduszy pasywnych. To on w 1976 roku założył pierwszy na świecie ETF notowany na giełdzie. Jego słowa zdają się trafnie opisywać filozofię inwestowania indeksowego.
Przypomnijmy, że fundusze pasywne, czyli indeksowe oraz ETF-y, nie selekcjonują najlepszych spółek z giełdy, ani też nie ścigają się z benchmarkiem. Wręcz przeciwnie. Starają się minimalizować liczbę zawieranych transakcji, a ich zadaniem jest wierne podążanie za przyjętym portfelem wzorcowym, bez względu na to, czy przynosi on zyski, czy straty. Za tę bierność w zarządzaniu taki fundusz wynagradza niskimi opłatami, co przynosi wymierne korzyści zwłaszcza w długim terminie.
Reklama
- Inwestowanie indeksowe ma na celu naśladowanie stóp zwrotu indeksu rynkowego stanowiącego benchmark. Dzięki temu fundusze indeksowe zapewniają inwestorowi czystą ekspozycję na wybrany przez niego rynek. Benchmark może reprezentować cały rynek (np. akcji lub obligacji) albo wybraną jego część – konkretne sektory, tematy inwestycyjne czy regiony geograficzne – wyjaśnia Przemysław Sepielak, kierownik zespołu funduszy indeksowych w TFI PZU.
Ekspert wskazuje, że zaletą inwestowania indeksowego są przede wszystkim niskie koszty. - Fundusze indeksowe nie selekcjonują spółek i starają się dokonywać jak najmniej transakcji na portfelu. W ten sposób, aby koszty obciążające inwestora i wynik funduszu ograniczyć do minimum, najlepiej jak najbliżej zera. To pozwala funduszowi wypracować wynik zbliżony do przyjętego portfela wzorcowego – wskazuje specjalista.
Zaznacza, że fundusze indeksowe zapewniają ekspozycję na preferowany przez inwestora rynek, reprezentowany szeroki, zdywersyfikowanym i obiektywnie wyznaczonym benchmarkiem. Taka inwestycja jawi się jako bardziej transparentna.
- Badania pokazują, że funduszom aktywnie zarządzanym bardzo rzadko udaje się pokonywać swój benchmark. Przykładowo, w Stanach Zjednoczonych w horyzoncie jednego roku (dane na połowę 2022 r. – przyp. red.) 55 proc. funduszy wypadło gorzej niż indeks S&P500. W Europie w omawianym okresie aż 89 proc. aktywnych funduszy nie pokonało swojego portfela wzorcowego. Zjawisko to widać też w dłuższym terminie. Co więcej, istnieje tu pewna zależność: im dłuższy horyzont inwestycyjny, tym trudniej pobić benchmark. Zależność ta występuje zarówno dla rynku akcyjnego, jak i obligacyjnego – zauważa Przemysław Sepielak. - W horyzoncie 20 lat aż 95 proc. funduszy przegrywało z S&P500. Nawet jeśli jakiś fundusz miał dobry jeden rok, to trudno było mu powtórzyć wynik w kolejnych – dodaje.
Zobacz także: W inwestycjach pasywnych benchmark ma znaczenie
Zdaniem specjalisty TFI PZU, funduszom aktywnym jest coraz trudniej bić benchmarki z kilku powodów.
- Rynki finansowe stają się coraz bardziej profesjonalne. Wzrosła liczba analityków, analizujących potencjalne cele inwestycyjne. Informacje stają się powszechne, dostępne dla wszystkich. Zarządzający konkurują głównie między sobą, posiadając porównywalną wiedzę, doświadczenie i umiejętności. Równocześnie spadła znacząco liczba amatorów, których mogliby pokonywać. Istotnym czynnikiem są też wyższe opłaty za zarządzanie i koszty transakcyjne – wylicza Przemysław Sepielak. - Jeśli ktoś sam wybiera spółki, to jest większe prawdopodobieństwo, że trafi na te gorsze od średniej niż, że wybierze liderów – dodaje.
- Na rynku nie ma naturalnego źródła lepszych wyników – inwestor A zyskuje powyżej średniej, tylko jeśli inwestor B jest poniżej średniej. Jeśli nie uwzględnimy kosztów, to średni wynik aktywnie zarządzanej inwestycji powinien być równy średniemu wynikowi indeksowej inwestycji. Po uwzględnieniu wyższych kosztów aktywnego zarządzania, średni wynik takiej inwestycji jest niższy niż inwestycji indeksowej – wskazuje Przemysław Sepielak. - Kwestia kosztów jest tym istotniejsza, im dłużej inwestujemy – zaznacza.
Zobacz także: Pasywnie znaczy taniej. Czasem nawet o dwie trzecie
Fundusze pasywne mogą odwzorowywać swój benchmark na wiele sposobów, ale metody te można zasadniczo podzielić na dwie grupy: replikację fizyczną (portfel budowany z akcji, obligacji, walut, czy surowców) i syntetyczną (pośrednia ekspozycja na składniki bazowe indeksu przy użyciu instrumentów pochodnych, np. kontraktów swap). W ramach replikacji fizycznej wyróżnia się pełną i metodę próby. Ta pierwsza zakłada budowanie portfela na podstawie wszystkich składników benchmarku bazowego z identycznymi wagami (sprawdza się w przypadku płynnych instrumentów). W replikacji niepełnej dopuszcza się użycie mniejszej liczby składników niż w indeksie bazowym. Wybór metody replikacji jest uzależniony od wielkości aktywów funduszu, ale też konstrukcji samego indeksu źródłowego.
- Fundusz indeksowy może stosować replikację pełną, metodą próby lub syntetyczną. W pierwszym przypadku dobiera te same instrumenty w podobnych wagach, co w indeksie. Wada? Częste transakcje i wyższe koszty zarządzania. W drugim, zwłaszcza przy szerokich indeksach (gdzie występuje duża liczba składników – przyp. red.) dokonujemy selekcji w taki sposób, by portfel był reprezentatywny dla indeksu pod względem sektorów, krajów itp. Zaletą jest mniejsza liczba transakcji, a co za tym idzie – niższe koszty. Wadą tej metody jest możliwe mniej dokładne odwzorowanie. Replikacja syntetyczna polega na inwestowaniu w instrumenty pochodne (np. kontrakty futures, swap – przyp. red.). W tej metodzie odwzorowanie w długim terminie będzie dokładne, ale w krótszych horyzontach mogą występować większe różnice pomiędzy wynikiem funduszu i benchmarku. Zaletą są niższe koszty wynikające z mniejszej liczby dokonywanych transakcji – wyjaśnia Przemysław Sepielak.
16.02.2023

Źródło: Shutterstock.com
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania