Fundusznie opublikowałjeszcze strukturyaktywów9 copyikonaikonacheckrxFill 1filmIconinfografikaIconwywiadIconGroup 2!!whitesvg/lupaWhitewhitesvg/megafonWhiteGroup 3Page 1GroupGrouplocationcheckBigKontaktGroup 4Fill 1Group 2GroupDO GÓRYWfGroup 8iGroup 3rvxGroup 9

Reklama

Amundi Polska TFI zaprasza na Temat Tygodnia:

Tydzień z funduszami mieszanymi

Content 700x200
Content 300x250

Reklama

Notowania - Fundusze Inwestycyjne Otwarte Porównywarka funduszy i ETF-ów

Ekonomiści znów pocierają szklaną kulę. Prognozy gospodarcze nigdy nie były tak mętne

Prognozy ekonomistów na 2021 r. są optymistyczne, ale mają kruche fundamenty. Zależą bowiem od przebiegu pandemii - a tu karty rozdaje nieprzewidywalny patogen. Realizacja programu szczepień też budzi sporą niepewność.

Ekonomiści są zgodni: polska gospodarka zacznie odradzać się po koronawirusowym spustoszeniu, a odbicie ujrzymy w drugiej połowie przyszłego roku. I gdyby rację mieli specjaliści z PKO BP, to tempo wzrostu krajowego PKB w 2021 r. przekroczy 5 proc. Mediana prognoz zebranych przez agencję Bloomberga wskazuje natomiast, że dynamika sięgnie 3,8 proc., a najwięksi pesymiści zakładają, że wyniesie nieco ponad 2 proc. Rozpiętość wskazań jest zatem spora, co jest dość wymowne.

Reklama

Przewidywania ekonomistów bazują na założeniu, że najpóźniej w lutym program szczepień ruszy pełną parą i w drugiej połowie roku osiągniemy w Polsce tzw. odporność zbiorową, która wygasi pandemię, eliminując ryzyko kolejnych lockdownów. Gdy koronawirus przestanie już straszyć, Polacy szturmem wyruszą na zakupy i to właśnie konsumpcja będzie paliwem napędzającym gospodarczy silnik. Wszystkie te założenia wydają się rozsądne. Problem jednak w tym, że bazują na kruchych podstawach. A prognozy stawiane na takich fundamentach mogą się szybko zawalić.

Zapisz się na Newsletter
Bądźmy w kontakcie! Prosto na Twojego maila będziemy wysyłać skrót najważniejszych informacji ze świata finansów, powiadomienia o nowościach rynkowych, najnowsze oceny i raporty oraz codzienne notowania wybranych przez Ciebie funduszy inwestycyjnych.
Newsletter

Pocierając szklaną kulę

Gdy w grudniu 2019 r. koronawirus rozprzestrzeniał się po Chinach, krajowi ekonomiści zaprzęgali swoje niezawodne modele ekonometryczne i w pocie czoła tworzyli przyszłość gospodarczą Polski. Z mediany prognoz wynikało, że w 2020 r. krajowa gospodarka nieco spowolni, ale i tak utrzyma solidną 3-proc. dynamikę wzrostu. W repertuarze najważniejszych wydarzeń sceny geopolitycznej znalazły się brexit, wojny handlowe i wybory w USA. Wirus z Państwa Środka, choć zbierał coraz większe żniwa, pozostawał niedostrzeżony.

30 grudnia 2019 r. Polski Instytut Ekonomiczny wydał raport, w którym przedstawił efekty poszukiwań tzw. czarnych łabędzi na 2020 r. Na liście znalazł się m.in. algorytmiczny krach na giełdzie, wygrana Demokratów w wyborach prezydenckich w USA i blackout energetyczny w Polsce. Żadnemu ekonomiście PIE nie przyszło do głowy, że "czarnym łabędziem" może być wirus rodem z Wuhan, który stanie się globalnym problemem i wywoła recesję o skali nienotowanej w krajach Zachodu od dziesięcioleci, a w Polsce - od czasu transformacji ustrojowej. Nikt nie wpadł na to, że w 2020 r. świat może stanąć w obliczu kryzysu, przy którym Wielka Depresja z lat trzydziestych ubiegłego wieku, jawi się jako niegroźne, cykliczne spowolnienie.

W niecałe cztery tygodnie od publikacji raportu PIE, koronawirus dotarł do Europy i stawał się coraz większym zagrożeniem dla europejskiego społeczeństwa i poszczególnych gospodarek. W Chinach tymczasem zamknięto 10 miast, a zakazem przemieszczania się objęto 33 miliony ludzi. Ale i to nie było wystarczajacym sygnałem, by na przyszłość gospodarczą Polski i świata spojrzeć inaczej, aniżeli przez pryzmat ekstrapolacji trendów, czy prostych analogii do epidemii SARS lub kryzysu finansowego z lat 2007-09. 

25 lutego 2020 r. ekonomiści PKO BP obniżyli prognozy wzrostu gospodarczego Polski w całym 2020 r. z 3,7 na 3,5 proc., ale rewizję uzasadnili nie koronawirusem, lecz rozczarowującym zachowaniem konsumpcji prywatnej - Polacy, zamiast wydawać pieniądze otrzymane z programów fiskalnych, oszczędzają je, a to nie wspiera wzrostu PKB. Na pocieszenie zwrócili uwagę, że spowolnienie gospodarcze w kraju nie powinno się pogłębiać, ze względu na obserwowaną ekspansję podaży pieniądza. Ryzykiem dla przedstawionej prognozy miały być "potencjalnie istotne skutki gospodarcze epidemii koronawirusa". A ta, jak wskazali, może zostać opanowana już w pierwszym kwartale 2020 r., co oznaczałoby znaczące ograniczenie jej negatywnego wpływu na PKB Chin.

Tego dnia, kiedy PKO BP publikowało swoje prognozy, zarażonych koronawirusem na świecie było już 80 tys. ludzi, a liczba ofiar śmiertelnych sięgała niemal 3 tys. We Włoszech odnotowano ponad 300 przypadków zakażenia, a statusem tzw. "czerwonej strefy" objęto 11 włoskich gmin. Francuskie władze zwiększyły liczbę szpitali, w których można było hospitalizować zarażonych, w Polsce ponad 1 tys. osób przebywało w kwarantannie domowej, a Główny Inspektorat Sanitarny ostrzegał przed epidemią i odradzał podróże m.in. do Chin i Włoch.

Tydzień później, 4 marca, wirus dotarł do Polski, a Bank Światowy poinformował, że na walkę z epidemią przeznaczy 12 mld dolarów. 9 marca ekonomiści mBanku ścięli prognozy wzrostu krajowego PKB w 2020 r. z 2,8 do 1,6 proc., wskazując, że spodziewana recesja w strefie euro oraz w USA to "o jeden szok za daleko dla polskiej gospodarki". 

 

Na rewizję zdecydowali się też ekonomiści BOŚ, Raiffeisena i Erste, a nad nowymi prognozami pracę zapowiedziało Millennium, PKO BP, Santander, Pekao i Credit Agricole. Ekonomiści byli zgodni, że przewidywania trzeba zrewidować, wciąż jednak sformułowania "recesja w Polsce" unikano jak ognia, a cięcia prognoz były bardzo ostrożne i nie przekraczały 1 pkt proc. Nie było ani jednego ekonomisty, który w tym czasie spodziewałby się, że w całym 2020 r. polska gospodarka zanurkuje. Co więcej, ekonomista Banku BPS podtrzymał prognozowaną dynamikę wzrostu PKB na poziomie 2,7 proc., informując, że do korekty w dół skłoniłyby go wyraźnie słabsze od oczekiwań wyniki za I kwartał w połączeniu z brakiem postępów w walce z wirusem.

11 marca Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła, że koronawirus wywołujący chorobę COVID-19 może być określany jako pandemia. - Jesteśmy głęboko zaniepokojeni - zarówno alarmującym poziomem rozprzestrzeniania się, intensywnością - jak i alarmującym poziomem braku działań. Dlatego sformułowaliśmy ocenę, że COVID-19 można scharakteryzować, jako pandemię - wskazywał wtedy szef WHO. Tego samego dnia polski rząd zdecydował o zamknięciu placówek oświatowych.

Dzień później, 12 marca, ekonomiści PIE opublikowali prognozę wpływu epidemii na polską gospodarkę. Zakładała ona, że wpływ koronawirusowego kryzysu na wzrost PKB w Polsce w 2020 r. wyniesie od 0,4 do 1,3 pkt. proc. - w zależności od scenariusza. Już następnego dnia przewidywania te były nieaktualne, bo 13 marca rząd ogłosił zamknięcia granic, centrów handlowych oraz lokali gastronomicznych. Zakazano imprez i zgromadzeń, ograniczono dostęp do parków, plaż, ustalono maksymalne limity dotyczące liczby klientów w sklepach. Wkrótce potem zamknięto też m.in. zakłady fryzjerskie i kosmetyczne. To oznaczało, że walka z pandemią w Polsce przeszła na kolejny poziom, a wprowadzane restrykcje nie pozostaną obojętne dla gospodarki. 

Tydzień później ekonomiści PIE posypali głowy popiołem. - Zjawiska i wydarzenia gospodarcze w najbliższych tygodniach będą zdecydowanie inne, niż kiedykolwiek wcześniej. W tej sytuacji wszelkie prognozy gospodarcze obarczone są bardzo dużą niepewnością, a dotychczas stosowane modele mogą być nieadekwatne (by nie powiedzieć ostrzej: bezużyteczne) - przyznali. W nowych prognozach przyjęli trzy scenariusze rozwoju pandemii w Polsce i na świecie, ale od razu zastrzegli. - Nie jesteśmy epidemiologami, dlatego nie podejmujemy się oceny, który z nich jest najbardziej prawdopodobny. Zresztą, epidemiolodzy też chyba nie wiedzą - zaznaczyli. Scenariusze przewidywały, że Polska uniknie recesji (PKB rośnie 1,1 proc.), zaliczy spadek PKB w wysokości 0,7 proc., albo wpadnie w głęboką recesję (PKB spada o 4,7 proc.). 

Dziś ze sporym prawdopodobieństwem można założyć, że żaden z tych scenariuszy się nie zrealizował. Bazując bowiem na nowych - nomen omen - prognozach PIE, gospodarka Polski rok 2020 zakończy spadkiem PKB w wysokości 3,1 proc.

I marnym wydaje się tu pocieszeniem fakt, że nie tylko polscy ekonomiści się mylą. Chybione prognozy wydają nawet ci najwięksi. Dość powiedzieć, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) w styczniu zakładał, że w 2020 r. globalna gospodarka wzrośnie w ujęciu rocznym o 0,4 proc., a już dwa miesiące później wieszczył recesję głębszą niż w trakcie kryzysu światowego w 2009 r.

Na pandemię nie ma modelu

Dziś, na finiszu pandemicznego roku 2020, ekonomiści znów próbują przewidywać przyszłość, a przed ponownym pocieraniem szklanej kuli nie odstrasza ich to, że poprzednio byli w błędzie. Dlaczego tym razem mieliby mieć rację? Przecież te prognozy bazują na założeniach dotyczących tego samego zjawiska. Zjawiska, którego świat nigdy wcześniej nie widział. Zjawiska, na które wpływ ma nieprzewidywalny wirus. Nie da się zatem rozwoju pandemii zaprognozować, stosując modele makroekonomiczne. Nie da się, bo takie modele nie istnieją. A jeśli się nie da, to przewidywania wzrostu gospodarczego bazują na niemierzalnej zmiennej, która czyni całą prognozę bardzo niepewną.

- Prognozowanie zmiennych makroekonomicznych w czasach kryzysu gospodarczego wywołanego pandemią jest obarczone dużym ryzykiem błędu. Modele makroekonomiczne prognozują przyszłość na podstawie danych z przeszłości. Tymczasem w przeszłości niewiele było podobnych zdarzeń. Ostatni raz pandemia tej skali miała miejsce ok. 100 lat temu. Po drugie, podstawową determinantą tego, co wydarzy się w gospodarce w najbliższych kwartałach, jest rozwój pandemii. Kwestia ta jest przedmiotem ogromnej niepewności nawet dla specjalistów w tym obszarze, a co dopiero dla ekonomistów - przyznają eksperci Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE). 

Jeszcze w połowie grudnia wydawało się, że dzięki wprowadzanym lockdownom udało się zapanować nad pandemią, skuteczna szczepionka pozwoli na rychły powrót świata do normalności, a po covidowej recesji pozostaną jedynie smutne wspomnienia. Przekonanie to ulotniło się jednak tak szybko, jak szybko rozprzestrzenia się wykryty w Wielkiej Brytanii zmutowany szczep koronawirusa. Mutacja ponownie zasiała ziarno niepewności, które kiełkować będzie dopóki nie dowiemy się, czy dostępne szczepionki zwalczają również nową odmianę wirusa. I czy zwalczać będą każde kolejne szczepy. Bo pewne jest, że mutacji będzie więcej - to leży bowiem w naturze każdego wirusa. 

Sam proces szczepienia społeczeństwa również może nie przynieść pożądanych rezultatów. Z badań wynika bowiem, że Polacy nie chcą się szczepić, a to rodzi ryzyko, że nie uda nam się szybko zbudować odporności zbiorowej. W takim scenariuszu bardzo prawdopodobne jest, że na wiosnę, a może też jesienią, kolejne fale koronawirusa przeleją się przez polską gospodarkę, ponownie pozostawiając po sobie spustoszenie wywołane ograniczeniami aktywności ekonomicznej.

- Ostatnie doniesienia o powstaniu mutacji wirusa i jego większa zakażalność powodują, że więcej osób może chorować, a to oznacza, że nie będą mogli być zaszczepieni. Przez to cały proces szczepienia może się wydłużyć, o ile w ogóle zacznie się w przewidywanym przez rząd terminie. Ponadto, według sondaży prawie połowa Polaków nie zamierza się zaszczepić, a to też nie pomaga w wygaszaniu pandemii - wskazuje Monika Kurtek. Ekonomistka Banku Pocztowego ma jedną z najniższych prognoz gospodarczych na rynku. Zakładany przez nią 3-procentowy wzrost PKB w 2021 r., uwzględnia ryzyko wiosennej, trzeciej fali koronawirusa i związanych z nią restrykcji. Dopuszcza też scenariusz czwartej fali, jesienią. Prawdopodobieństwo rewizji tych szacunków - zarówno w dół, jak i w górę - określa na 50 proc. 

- Nie sądzę, że w drugiej połowie roku zakończy się walka z epidemią. Społeczeństwo będzie musiało prawdopodobnie regularnie przystępować do szczepień, żeby być odpornym na wirusa, choć całkiem on też nie zniknie. Podobną sytuację mamy z grypą – pojawiają się mutacje, nowe szczepy, szczepionki muszą być aktualizowane, a ludzie muszą się powtórnie szczepić. To bardzo długi proces, który w przypadku koronawirusa nie skończy się, moim zdaniem, w połowie 2021 r. - uzasadnia Monika Kurtek. Jej opinia stoi w opozycji do konsensusu rynkowego, który zakłada, że proces szczepień będzie przebiegał na tyle pomyślnie, że w drugiej połowie roku odporność stadną uda się jednak osiągnąć, a tym samym opanować pandemię.

szczepienia

- Chociaż wciąż jest duża niepewność w sprawie implementacji strategii szczepień (jak szybko i jak efektywnie będzie postępował ten proces), to naszym zdaniem, w bazowym scenariuszu należy przyjąć, że w okolicy połowy 2021 r. zaszczepione zostaną najbardziej zagrożone grupy i życie zacznie wracać do normalności - wskazują ekonomiści Santandera.

- Przez większość pierwszego półrocza przewidujemy kontynuację zjawisk kryzysowych. Silne odbicie nastąpi w drugim półroczu. Prognoza ta opiera się na założeniu nabycia odporności przez istotną część populacji oraz rozpoczęcia programu szczepień w pierwszych miesiącach 2021 r. Kluczowym motorem odbicia gospodarczego będzie odłożony popyt konsumentów - przewidują eksperci PIE. 

Michael Osterholm, epidemiolog z University of Minnesota uważa, że szczepionka może być tzw. game changerem, ale pod warunkiem, że będzie rzeczywiście skuteczna, a ludzie zechcą się nią szczepić. I nie jednorazowo - trzeba przyjmować dawki uzupełniające i przypominające. Ekspert wskazuje też, że wciąż nie udało ustalić, jak często dochodzi do ponownych zakażeń koronawirusem. A to niewiadoma, która stanowi poważne zagrożenie dla wygaszania pandemii. Bo jeśli okaże się, że ponowne zarażenia staną się powszechne, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że patogen z nami pozostanie.

W przypadku niektórych koronawirusów wywołujących przeziębienie, odporność utrzymuje się przez około 40 tygodni. Gdyby tą samą cechą charakteryzował się wirus z Wuhan, wówczas mogą wystąpić coroczne wybuchy COVID-19. Jeśli układ odpornościowy "pamięta" o wirusie dłużej - np. 2 lata - to epidemie również nawiedziałyby nas co 2 lata. Przy trwałej odporności, patogen zostałby całkowicie wyeliminowany. Ale to scenariusz najmniej realistyczny, bo wirusy atakujące układ odpornościowy rzadko wywołują trwałą odporność. 

SARS-CoV-2 jest niebezpieczny dla planu wygaszania globalnej pandemii z jeszcze z jednego, ważnego powodu. Sporo osób może być jego nosicielem bezobjawowym. Szacunki wskazują, że odsetek "cichych" zakażeń wynosi około 30 proc. Oznacza to, że wirus może niezauważony krążyć w populacji jeszcze przez długi czas.  Ekonomiści, którzy do swoich prognoz gospodarczych posłużyli się analogią do epidemii SARS, popełnili poważny błąd metodologiczny, bo tamten wirus zakażał wyłącznie objawowo. Dlatego dużo łatwiej można było wychwycić i izolować chorych. W efekcie patogen SARS został unicestwiony w nieco ponad rok od jego pojawienia się. SARS-CoV-2 może natomiast stać się endemiczny i towarzyszyć nam przez długi czas.

Prognozy z dystansem

A może to nie o wirusa chodzi? Może współczesna ekonomia po prostu zbłądziła? Może ekonomiści za bardzo zaufali metodom matematycznym, które przecież nie zawsze mają zastosowanie? Być może przesadnie oczekują od ekonomii precyzji w prognozowaniu zjawisk gospodarczych, skoro żadna z nauk społecznych nie jest w stanie tego zagwarantować? Może nie każdą przyszłość trzeba przewidywać liczbowo z dokładnością do pory roku, miesiąca, dnia tygodnia i godziny?

Może czasem wystarczy obserwacja zjawisk, bez usilnej próby ujęcia niemierzalnych zmiennych w sztywne ramy modelu statystycznego? Może nie zawsze chodzi o dokładne przewidywanie, a bardziej o projektowanie przyszłości, opracowanie przyszłych scenariuszy? Może gdyby ekonomiści wyszli poza ramy, to już w grudniu 2019 r., przy przewidywaniu gospodarczej przyszłości na rok 2020, dostrzegliby koronawirusa rozprzestrzeniającego się po chińskim Wuhan? A jak nie w grudniu, to może w styczniu, gdy patogen przedostał się do Europy. Może gdyby wyszli poza ramy i spojrzeli na współczesny, zglobalizowany świat - bardziej przez pryzmat społecznych zachowań, a nie historycznych analogii - wykoncypowaliby dużo wcześniej, że wirus z Wuhan - dzięki globalizacji i mobilności społeczeństw - może dużo szybciej i na większą skalę zakazić świat, prowadząc do globalnej recesji. I że takiego scenariusza nie dałoby się ekstrapolować na bazie nieporównywalnie mniejszej epidemii SARS, a tym bardziej - kryzysu finansowego z 2009 r.

Dyskutować o nowym paradygmacie zawsze można, jednak w kolejce i tak ustawią się dziesiątki firm - które bez prognoz finansowych nie dostaną kredytu w banku, a także setki inwestorów - którzy bez informacji o tym, jaki rynek, kiedy i ile procent da zarobić, nie mogliby podjąć żadnych decyzji inwestycyjnych. I wreszcie są też rządy, które bez precyzyjnych prognoz makroekonomicznych, nie mogłyby planować wydatków i dochodów budżetowych. 

Zatem, zawsze będzie popyt na przyszłość kreśloną liczbami. Ne ma w tym nic złego, o ile pamiętamy, że do niektórych liczb należy podchodzić z dystansem. Zwłaszcza, że dostosowując swoje decyzje do prognoz ekonomistów, mamy tak naprawdę wpływ na ostateczny kształt przewidywanych przez nich zjawisk. Ale historia pt. "Ceteris Paribus", w której przeszłość zostaje matką przyszłości, nie musi działać jak samospełniajacą się przepowiednia.

Tylko u nas

28.12.2020

tralala

Źródło: nullplus / Shutterstock.com

Napisz komentarz

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Przejdź do logowania

Wszystkie komentarze (0)

Polecamy

Inwestuj w IKE z kupfundusz.pl
Reklama
Ranking funduszy inwestycyjnych październik 2025
Reklama
Dbamy o twoją prywatność
Strona Analizy.pl używa plików cookies i przetwarza dane w celu zapewnienia prawidłowego działania serwisu i poprawy jakości świadczonych usług oraz w celach analitycznych, statystycznych i marketingowych. Szanujemy Twoją prywatność, dlatego używamy plików cookies tylko za Twoją zgodą. Wybierz Ustawienia, aby zapoznać się ze szczegółami i zarządzać opcjami. Możesz dostosować swoje preferencje w każdym momencie na stronie Ustawienia prywatności. Aby uzyskać więcej informacji zapoznaj się z naszą Polityką prywatności.

Rozdzielczość Twojego urządzenia jest zbyt niska.
Obróć ekran lub powiększ okno przeglądarki.