Czy ETF-y będą sprzedażowym hitem w Polsce? Niekoniecznie
Choć ETF-y mają na świecie coraz więcej zwolenników, w Polsce wciąż są tematem niszowym. Zapytani przez nas eksperci nie sądzą, aby to się miało zmienić w najbliższych latach
ETF-y, czyli fundusze notowane na giełdzie (exchange traded funds) pozwalają inwestorom „kupować” indeksy (np. niemiecki DAX), klasę aktywów (np. amerykańskie obligacje high yield), surowce (np. złoto) i wiele innych w tak samo prosty sposób jak zwykłe akcje. Dają inwestorowi tylko i aż możliwość pasywnego odwzorowywania jakiegoś wzorca. Co ważne za znacznie niższą opłatą niż w funduszach zarządzanych aktywnie. Koszty całkowite najtańszych ETF-ów na amerykański rynek akcji wynoszą tylko 0,03% rocznie (tak jest w przypadku m.in. iShares Core S&P Total U.S. Stock Market ETF).
Ostatnie kilkanaście lat przyniosło prawdziwy rozkwit tego segmentu rynku. W 2005 roku aktywa zgromadzone we wszystkich ETF-ach wynosiły nieco ponad 400 miliardów dolarów. Obecnie (na koniec września 2017) to już prawie 4,3 bilionów dolarów w około 7 tysiącach różnych ETF-ów.Źródło: http://www.etfgi.com/index/home
Dostawców tych instrumentów jest sporo, jednak w istocie liczy się przede wszystkim trzech – należące do BlackRocka iShares, Vanguard oraz State Street (SPDR). W ich ETF-ach zgromadzone jest ok. 70% aktywów całego rynku. Największe z nich to fundusze odzwierciedlające indeks największych amerykańskich spółek. W SPDR S&P 500 ETF zgromadzone jest prawie 256 mld dolarów, a w iShares Core S&P 500 ETF – 133 mld dolarów. Dla porównania – największy polski fundusz – PKO Skarbowy zarządza w przeliczeniu niespełna 2,5 mld dolarów, a cały rynek polskich detalicznych funduszy inwestycyjnych to ok. 41 mld dolarów.
- Skokowy, zwłaszcza w ostatnich kilku latach, wzrost popularności ETF-ów to między innymi pochodna przedłużającej się hossy. W najbliższym czasie model tego instrumentu zostanie jednak boleśnie przetestowany, uważa Tomasz Tarczyński, prezes Opoka TFI.
- Zarządzanie pasywne versus aktywne to bardzo silny trend w Stanach Zjednoczonych, który narasta od wielu lat. To wszystko działa, dopóki nie ma bessy. A tej spodziewamy się w najbliższych latach. Naszym zdaniem, moda na ETF-y na rynkach zachodnich ulegnie zatrzymaniu, przynajmniej na jakiś czas. Sama idea oczywiście nie ma powodu, żeby zniknęła – tłumaczył prezes towarzystwa podczas spotkania dotyczącego prognoz rynkowych na najbliższe lata.
To właśnie dojrzały moment cyklu koniunkturalnego, który prędzej czy później (według Opoki prędzej) zwieńczony zostanie cykliczną bessą jest pierwszym poważnym argumentem przeciwko pojawieniu się szerokiej oferty tego typu funduszy w Polsce w najbliższych kilku latach. Bolesne doświadczenia z czasów kryzysu z 2008 r. skutecznie zniechęciły nas do giełdy. Wolimy fundusze dłużne, pieniężne i takie, które przynajmniej w nazwie mają zaszyty gwarantowany zysk albo zarobek bez względu na warunki rynkowe. ETF-y nie wpisują się w ten opis. Nie gwarantują niczego poza biernym odwzorowaniem jakiegoś indeksu.
Jest jeszcze jeden, znacznie większy problem związany z rozwojem rodzimych ETF-ów na polskim rynku. Chodzi o skalę, tłumaczy Andrzej Czyrko, dyrektor sprzedaży w TFI PZU.
- Z profesjonalnego punktu widzenia stworzenie prawdziwego ETF-u wymaga bardzo dużej skali działania operacyjnego, często w konsorcjum z innymi podmiotami. Przy analizowaniu światowego rynku ETF przez pryzmat aktywów pod zarządzaniem, jasno możemy zauważyć, że kluczowe są 3-4 instytucje, które potrafią zbierać po co najmniej kilkadziesiąt miliardów dolarów w skali globalnej. Działanie na małą skalę bardziej może przypominać tworzenie produktu strukturyzowanego, gdzie będziemy mieli w efekcie odzwierciedlenie sytuacji na danym indeksie, jednak nikt nie będzie w stanie na bieżąco dokonywać wewnętrznego rebalansowania portfela, aby faktycznie odzwierciedlać wzorzec – mówi Andrzej Czyrko.
Specjalista nie widzi w ofercie polskich towarzystw w najbliższej przyszłości miejsca na własne ETF-y, tym bardziej że w niektórych domach maklerskich są dostępne ETF-y zagraniczne. Choć i z tymi jest parę problemów z punku widzenia polskiego inwestora. Po pierwsze w grę wchodzą trudności z zabezpieczeniem walutowym, a po drugie - wysokie koszty prowizji. W większości biur maklerskich minimalna opłata dystrybucyjna wynosi ok. 39 zł. Dla statystycznego Kowalskiego odkładanie w ETF-ach regularnie np. kilkuset złotych miesięcznie mija się z celem.
Alternatywą dla ETF-ów mogą być fundusze pasywne. Istotą obydwu jest to samo – bierne odwzorowywanie indeksu. Pierwszy jednak z technicznego punktu widzenia bardziej przypomina akcję – jest notowany na giełdzie, a jego ceny wahają się w ciągu dnia w zależności od popytu inwestorów. Drugi natomiast w swojej naturze bardziej przypomina fundusz. Jego wycena podawana jest raz dziennie po ustaleniu wartości aktywów netto przypadających na jednostkę uczestnictwa. Od tradycyjnego funduszu zarządzanego aktywnie nie różni się niczym, poza strategią. Ta zakłada odwzorowywanie wzorca, a nie jego pobicie.
- Nad tego typu funduszami pracuje TFI PZU. Mamy bardzo zaawansowane prace nad stworzeniem funduszy pasywnych, które będą miały wyraźnie niższą opłatę od naszych funduszy zarządzanych aktywnie – mówi Andrzej Czyrko.
Będą to fundusze oparte na różnych klasach aktywów dla klientów o różnym poziomie akceptowanego ryzyka.
W Polsce jest już kilka funduszy pasywnych. Taki produkt ma swojej ofercie Ipopema TFI (m-INDEKS FIO) czy Amundi Polska TFI (stworzone dla klientów banku ING fundusze ING BSK Indeks MSCI EMU, ING BSK Indeks S&P 500, ING BSK Indeks WIG20). Jeśli chodzi o ETF-y to na polskiej giełdzie notowane są trzy. To dostarczane przez firmę Lyxor instrumenty na niemiecki DAX, amerykański S&P500 i polski WIG20.
Wojciech Kiermacz
Analizy Online
Reklama
30.10.2017

Źródło: kenary820 / Shutterstock.com
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania