Holandia rewolucjonizuje system emerytalny. To wpłynie na rynek
Prawie 11 mln Holendrów przejdzie w ciągu najbliższych sześciu miesięcy do nowego systemu emerytalnego. Reforma jest największą zmianą od dekad i nie pozostanie obojętna dla rynku, zwłaszcza dłużnego.
Holandia właśnie przeprowadza jedną z najgłębszych reform emerytalnych w Europie od dekad. Wet Toekomst Pensioenen przewiduje odejście od tradycyjnych świadczeń gwarantowanych na rzecz modelu zdefiniowanej składki, w którym wysokość przyszłej emerytury zależy od wyników inwestycyjnych i czasu oszczędzania. Zmiana obejmie łącznie 18,6 mln uczestników i największy w strefie euro system emerytalny, którego aktywa przekraczają 1,8 bln euro.
Od stycznia 2026 r. do nowego systemu zostanie przeniesionych 36 funduszy emerytalnych. Kolejne będą przechodzić na nowe zasady co sześć miesięcy aż do stycznia 2028 r., o ile Senat zatwierdzi przedłużenie terminu reformy o rok. Do tej pory zmiany objęły 235 tys. osób.
Reklama
Emerytura zależna od rynku
Holandia posiada trójfilarowy system emerytalny. Pierwszy filar stanowi publiczna emerytura państwowa AOW (Algemene Ouderdomswet), finansowana ze składek społecznych (stawka wynosi 17,9 proc. wynagrodzenia). Drugi filar to obowiązkowe (zazwyczaj branżowe) emerytury pracownicze - ok. 70 proc. pracodawców ma obowiązek oferować pracowniczy plan emerytalny. Trzeci filar obejmuje dobrowolne indywidualne oszczędności emerytalne, z których korzystają m.in. osoby samozatrudnione lub pracujące poza systemem branżowym. Taka struktura od lat stawiała Holandię w czołówce światowych systemów emerytalnych pod względem zabezpieczenia finansowego osób starszych, pozwalając przeciętnemu pracownikowi zachować dużą część dochodu po przejściu na emeryturę.
Reformie podlega drugi filar, obejmujący niemal wszystkich pracujących Holendrów i gromadzący aktywa rzędu 1,8 bln euro, czyli ponad 170 proc. holenderskiego PKB. Dotychczas system ten opierał się na zasadach zdefiniowanego świadczenia (DB), który zapewniał uczestnikom określony poziom przyszłej emerytury (np. 70 proc. ostatniego wynagrodzenia po 40 latach pracy). Aby ocenić, czy są w stanie to świadczenie wypłacić, fundusze musiały wyceniać swoje przyszłe zobowiązania (według modeli aktuarialnych), a ryzyko inwestycyjne i długowieczności przenosiły na siebie. Obowiązywała ta sama składka dla wszystkich, środki wpadały do jednej puli.
Reforma zmienia model zdefiniowanego świadczenia (DB) na model zdefiniowanej składki (DC – defined contribution), który funkcjonuje m.in. w Polsce (np. PPK). W nowym systemie każdy uczestnik będzie mieć indywidualne konto kapitałowe, i to, co uzbiera na emeryturę, zależeć będzie wyłącznie od tego, ile wpłacił, jak długo środki są inwestowane i jaką mają stopę zwrotu. Oznacza to, że przyszłe emerytury będą zależne od rynku, a potencjalnie wyższe zyski z inwestowania składek mogą dać lepsze wypłaty niż dotychczasowe ostrożne założenia w systemie DB.
Reforma emerytalna zmieni także to, w co fundusze inwestują. Dotychczas musiały one utrzymywać bardzo konserwatywny profil: duży udział obligacji skarbowych, niskie ryzyko, niskie stopy zwrotu. W nowym modelu otwiera się przestrzeń na większą ekspozycję na akcje. Fundusze będą stosować strategię life cycle, która dostosowuje ryzyko portfela do wieku uczestnika. Młodsi będą mieć większą ekspozycję na ryzykowne aktywa, np. akcje, z kolei im bliżej emerytury, tym większy nacisk na ochronę kapitału i stabilne dochody – głównie z obligacji (jak w polskich PPK). Według "Financial Times", dzięki reformie holenderskie fundusze mogą przesunąć do bardziej ryzykownych klas aktywów nawet 100 mld euro. Część z tych środków ma wesprzeć także sektor zbrojeniowy.
Nowy model oznacza także istotne przetasowania na rynkach finansowych. W modelu DB fundusze masowo zabezpieczały swoje przyszłe zobowiązania poprzez kontrakty swapowe i zakupy długoterminowych obligacji. Bo skoro wypłaty emerytur były sztywno zdefiniowane, fundusze musiały minimalizować wpływ zmian stóp procentowych, szczególnie na bardzo długich odcinkach krzywej (20 czy 30 lat).
Wprowadzenie strategii cyklu życia zmniejszy ogólne zapotrzebowanie funduszy emerytalnych na długoterminowe instrumenty zabezpieczające – takie jak 30-letnie swapy czy obligacje o długim terminie wykupu. To może prowadzić do tzw. stromienia krzywej swapowej, czyli wzrostu różnicy między rentownościami krótkoterminowych i długoterminowych swapów. Według ING, w samym 2026 r. do nowego systemu zdefiniowanych składek ma trafić 600 mld euro aktywów (większość z nich 1 stycznia). Oznacza to zmniejszenie potrzeby zawierania kontraktów zabezpieczających z horyzontem 30 lat i dłuższym. Jak zauważa Bloomberg, już teraz część inwestorów zaczęła "uprzedzać" ten ruch, kupując swapy krótsze i sprzedając długoterminowe, co doprowadziło do największego od 2021 r. nachylenia krzywej między swapami 20- i 30-letnimi.
Minister spraw społecznych Eddy van Hijum zapowiedział, że da funduszom dodatkowy rok na stopniowe redukowanie zabezpieczeń po przejściu do nowego systemu.
Teoretycznie wszystkie fundusze powinny przejść na nowe zasady do 1 stycznia 2028 r. W praktyce termin ten już raz został wydłużony – pierwotnie zakładano styczeń 2027 r. Zmiana tak dużego systemu wymaga dostosowania nie tylko struktur portfela, ale też systemów IT, modeli komunikacji z uczestnikami, procedur księgowych i nadzorczych. Największe fundusze – jak ABP (sektor publiczny) czy PME (branża metalowa) – planują przeprowadzić konwersję aktywów w styczniu 2026 lub 2027 r.
Eddy van Hijum przyznał, że przez ostatnich 15 lat narastało w społeczeństwie niezadowolenie, bo emerytury nie rosły adekwatnie do inflacji, a młodsze pokolenia zaczęły się obawiać, czy w ogóle coś dla nich zostanie.
03.07.2025

Źródło: Yasonya / shutterstock.com
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania