Chiny stają się poważnym dylematem inwestorów
Chiny to druga gospodarka i drugi największy rynek akcji na świecie. Nieinwestowanie w tym kraju to byłby duży błąd – uważają eksperci. Z drugiej jednak strony, kierunek w którym zmierza Państwo Środka, budzi poważne wątpliwości.
Prawidzwy rollercoaster obserwowaliśmy w ostatnich dniach na chińskim rynku akcji. Najpierw mocna wyprzedaż zwłaszcza spółek technologicznych, następnie ich dynamiczne odbicie. Nastroje wśród inwestorów poprawiły się, bo chiński rząd przede wszystkim zapowiedział, że kończy regulacyjny atak na firmy technologiczne, a także obiecał politykę wspierania rynków finansowych i stymulowania wzrostu gospodarczego. Zapewnił też wsparcie będącego w ogromnych tarapatach sektora nieruchomości.
Reklama
I choć nie jest pewne czy słowa te staną się czynem, to jednak rynek chiński jest tak mocno "wyprzedany", że spokojnie wystarczyły, aby poruszyć wyobraźnią inwestorów. W efekcie, już w środę indeks Hang Seng na giełdzie w Hongkongu rósł o ponad 9 proc. W czwartek rajd był kontynuowany. Drożały nie tylko spółki technologiczne, ale też banki i deweloperzy. Po pierwszej, euforycznej reakcji, przyjdzie z pewnością chwila refleksji. Wówczas świat stanie w obliczu "egzystencjonalnego kryzysu".
Dylemat świata
Chiny to druga największa gospodarka świata z ogromnymi aspiracjami, a równocześnie drugi największy rynek akcji. W tym kontekście, ignorowanie Chin z punktu widzenia inwestycji, to byłby duży błąd.
- Honkong i akcje A w Szanghaju oraz Shenzen to łącznie 6 tysięcy spółek. To jest ogromny, niezwykle zróżnicowany branżowo i sektorowo rynek. Co prawda, Chiny redukują gospodarcze biegi, ale pomimo spowolnienia, dynamika wzrostu PKB i tak pozostanie znacznie wyższa w porównaniu z resztą świata. Powinniśmy więc zadać sobie pytanie: czy stać nas na nieinwestowanie w Chinach? Uważam, że nie - mówił podczas XIV inwestycyjnego kongresu Xeliona George Juscsak, ekspert J.P. Morgan.
- Chiny to druga gospodarka świata. Warto mieć choćby ułamek portfela w tej części globu - wtórował mu Claus Born z Franklin Templeton Emerging Markets Equity.
Ale przy tym wszyskim nie należy ignorować jednak faktu, że Państwo Środka ewidentnie kieruje się w stronę gospodarki centralnie planowanej i bez oporów poświęci wolny rynek na rzecz „common prosperity”. A to będzie rzutowało na stopy zwrotu w perspektywie kolejnych lat. Ponadto działania wojenne Rosji stawiają też w innym świetle roszczenia Chin do Tajwanu. Dziś coraz więcej ekspertów zadaje sobie pytanie nie „czy”, lecz „kiedy” Chiny po niego sięgną, jakich środków w tym celu użyją i jak zareaguje na to Zachód.
- Wojna Rosji z Ukrainą ujawniła ryzyka inwestycyjne, o których inwestorzy niby wiedzieli, ale zakładali, że się nie zrealizują. Konflikt zbrojny wydawał się mało prawdopodobny ze względu na koszty, które obecnie ponosi Rosja. To, co się dzieje w przypadku Rosji, zmieni również spojrzenie na ryzyka związane z Chinami. Chiny uważają Tajwan za „zbuntowaną prowincję”. Kwestią czasu jest, kiedy będą dokonywać jej aneksji. Na razie na konfrontację ekonomiczną z Zachodem nie są jeszcze gotowi. Potrzebują kilku lat, by przestawić gospodarkę na popyt wewnętrzny i innowacje, jako główny motor wzrostu. Robią to już co najmniej od 7 lat, budując klasę średnią, ale nadal są zbyt mocno uzależnieni od eksportu - wskazuje Rafał Bogusławski, główny strateg Analiz Online i KupFundusz.
Felix Boudreault, partner zarządzający w firmie badawczej Sustainable Market Strategies, który od 2018 roku ostrzega przed inwestycją w Rosji, teraz udziela takich samych rad w sprawie Chin. - Jako inwestor musisz brać pod uwagę nie tylko firmę, ale także środowisko, w którym ona działa. Mówimy teraz to samo o Chinach. Nie da się tam zainwestować z jakiejkolwiek perspektywy ESG. Jednym ruchem pióra jakiś biurokrata w Pekinie może zupełnie zniszczyć cały sektor, tak jak ostatnio zrobili to z branżą nauczania online - przypomina Felix Boudreault.
W tym kontekście świat staje wobec poważnego dylematu. Bo z drugiej strony, Państwo Środka to kraj, którego nie można pominąć w ESG. - Mówimy o kraju, który obrał wyraźny kurs na osiągnięcie statusu największej gospodarki na świecie. A to jest bardzo istotne w kontekście globalnej transformacji energetycznej. Żaden kontynent, ani Europa, ani USA, nie są w stanie przejść tego procesu bez zaangażowania Chin. Między innymi z powodu ogromnej roli Państwa Środka na arenie międzynarodowej. Jako największy na świecie emitent gazów cieplarnianych i największy kraj rozwijający się, z populacją 1,4 miliarda ludzi, Chiny odgrywają rolę wszechobecną i niezbędną w walce z kryzysem klimatycznym. Chiny to będzie znacznie trudniejszy przypadek w kontekście ESG, niż jest obecnie Rosja. To będzie kryzys egzystencjalny - przyznaje w rozmowie z Ignites Europe Danae Kyriakopoulou, ekspert London School of Economics.
Analitycy z agencji Morningstar szacują, że tuż przed wybuchem konfliktu zbrojnego w Ukrainie aż 14 proc. funduszy ESG na całym świecie posiadało rosyjskie papiery wartościowe, których globalne aktywa wynoszą aż 40 bilionów dolarów. Fundusze ESG (przestrzegające zasad społecznej i środowiskowej odpowiedzialności) posiadały wg tych wyliczeń udziały we wspieranych przez państwo rosyjskich gigantach energetycznych Gazpromie i Rosnieft, a także w największym rosyjskim pożyczkodawcy Sbierbanku. Miały też rosyjskie obligacje rządowe, tym samym dostarczając środki finansowe służące dziś finansowaniu wojny w Ukrainie.
Chiny to nie Rosja
Gdy pojawiły się pogłoski, że Chiny mogłyby wesprzeć militarnie Rosję w wojnie w Ukrainie, na rynki padł blady strach w obawie przed skutkami ekonomicznymi wtórnych sankcji. Eksperci zwracają jednak uwagę, że dla Rosji Chiny są głównym partnerem handlowym, ale dla Chin – Rosja jest dopiero czternastym. Z drugiej strony, jak zauważa William Russell z Allianz Global Investors, Chiny łączą silne związki handlowe z Europą i USA. Państwo Środka ma więc wiele do stracenia.
- Współzależność USA/UE i innych powiązanych gospodarek z Chinami jest wielokrotnie wyższa niż w przypadku Rosji, zarówno w wymiarze gospodarczym, jak i finansowym, a koszt otwartego konfliktu - wojskowego lub gospodarczego - byłby katastrofalny. Samo rozpoznanie tej rzeczywistości otwiera drzwi do kompromisu - uważa Henk-Jan Rikkerink z Fidelity International.
- Chociaż Chiny opowiadają się za rozwiązaniem dyplomatycznym, nie potępiły rosyjskiej agresji. Stany Zjednoczone ostrzegły Chiny, że jeśli zdecydują się na dostarczanie Rosji sprzętu wojskowego, mogą narazić się na sankcje wobec własnej gospodarki. Ponieważ władze chińskie zwracają większą uwagę na stan gospodarki niż władze rosyjskie, takie ostrzeżenia mogą skłonić Pekin do zastanowienia się dwa razy przed podjęciem takiego kroku - wskazują analitycy XTB.
Co istotne w tym kontekście to fakt, że w Chiny - które już dziś redukują gospodarcze biegi - uderzyła największa od wybuchu pandemii fala zakażeń koronawirusem. - Nowa fala COVID-19, związana z Omikronem, jest największą w ostatnich 2 latach (ok. 1200 przypadków dziennie). Większą liczbę nowych zakażeń notowano tylko w pierwszej, oryginalnej fali epidemii w styczniu i lutym 2020 r. Kilka dni wcześniej w Hong Kongu notowano kilkadziesiąt tysięcy przypadków dziennie. Model „zero COVID” wydaje się stać przed największym jak dotąd wyzwaniem. Lockdowny obejmują obecnie już kilkadziesiąt milionów mieszkańców, w tym niektóre centra przemysłowe na wschodnim wybrzeżu Chin - zauważąją ekonomiści banku Pekao. I wskazują, że rozprzestrzenianie się Omikrona w Chinach i kolejne zamknięcia fabryk i portów oznacza powrót starego ryzyka dla światowego wzrostu i dodatkowe napięcia w łańcuchach dostaw, już wcześniej napiętych z uwagi na wysoki popyt i (ostatnio) wybuch wojny rosyjsko-ukraińskiej.
- Można spodziewać się zatem nowych opóźnień dostaw i dodatkowego impulsu cenowo-kosztowego w przemyśle. Co ciekawe, dzieje się to w momencie, gdy dane chińskie pokazywały wyraźny spadek presji kosztowej i cenowej - dodają ekonomiści banku.
Wczorajsza reakcja rządu i obietnice ratowania rynków finansowych rozpaliło jednak wyobraźnię inwestorów. Problem w tym, że bywa ona nierzadko matką niemądrych ludzi. - Obserwujemy silne odbicie na chińskich giełdach, bo rząd obiecał wsparcie tych rynków. Nie sądzę jednak, by to wystarczyło, żeby zniknęły obawy o to, co dalej. Dużym problemem dla chińskiego rynku akcji jest to, że chińska partia, wbrew dzisiejszym zapowiedziom, swoimi działaniami pokazuje, że zamierza rynek akcji położyć na ołtarzu nowej polityki gospodarczej. To sprawia, iż chińskie akcje, choć obecnie atrakcyjnie wycenione, będą postrzegane jako inwestycja obarczona wysokim ryzykiem politycznym, nawet jeżeli nie będzie ataku na Tajwan - uważa Rafał Bogusławski.
I wskazuje, że dla inwestorów, którzy posiadają już chińskie akcje w portfelu, można polecić próbę odpowiedzi na pytania, czy udział w całym portfelu nie jest zbyt duży. - Nie ma akcji tak tanio wycenionych, by nie mogły być jeszcze tańsze i to zobaczyliśmy w przypadku rosyjskich spółek. Myślę, że postrzeganie chińskich firm również się zmieni, co nie oznacza, że świat przestanie tam inwestować - dodaje Rafał Bogusławski, główny strateg Analiz Online i KupFundusz.
17.03.2022

Źródło: Tang Yan Song / Shutterstock.com
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania