Dlaczego tak niewielu Polaków inwestuje na GPW
Ostatnio trafiłem na zestawienie, jaka część populacji danego kraju inwestuje na giełdzie. Polska w tym zestawieniu wypada źle. Dla GPW z jednej strony jest to powód do smutku, z drugiej pokazuje, jak wielkie są możliwości.
Udział ludności, która posiada inwestycje w akcje w wybranych krajach, wygląda następująco:
Największy udział procentowy inwestorów w populacji mają Stany Zjednoczone. Polska z 5-proc. udziałem plasuje się pod koniec stawki. Co ciekawe, rozrzut pomiędzy krajami europejskimi jest bardzo duży. W Wielkiej Brytanii inwestuje 33% ludzi, w Belgii tyle, co w Polsce. Nie ma też prostego przełożenia, by zamożność społeczeństwa decydowała o chęci inwestowania.
Czy wpływ na udział populacji w inwestycjach giełdowych mają stopy zwrotu? Od 2015 roku średnioroczne stopy zwrotu na rynkach akcji w różnych krajach prezentują się następująco:
WIG ma dużo wyższą średnioroczną stopę zwrotu niż brytyjski FTSE 100, a w Wielkiej Brytanii inwestuje 33% społeczeństwa, podczas gdy w Polsce – 5%.
Inwestycje w akcje, choć obarczone większym ryzykiem niż inwestycje w obligacje, dają szanse na wyższe zyski. Większość ludzi, których główne źródło dochodów to praca najemna, raczej multimilionerami nie zostanie. Ci, którzy inwestują na giełdzie, taką szanse mają.
WIG w ostatnich tygodniach pokonał 100 000 punktów. Z tej okazji sprawdziłem wśród moich znajomych niezwiązanych z rynkiem kapitałowym, czy w ogóle ten fakt zauważyli. Oczywiście zdecydowana większość nie. A nawet ci, którzy to zauważyli, nie odpowiedzieli na drugie pytanie: Jaka była wartość początkowa indeksu? I podejrzliwie patrzyli, gdy im powiedziałem, że 1 000 punktów. Indeks zwiększył więc swoją wartość 100 razy.
Jeżeli chcemy, by ludzie inwestowali na giełdzie, to warto pokazywać im, że w dłuższych okresach rynki akcji pozwalają zarobić bez względu na czasowe zawirowania, korekty czy bessy.
Reklama
Nad naszym rynkiem wciąż wisi emocjonalne obciążenie wielu inwestorów, którzy sparzyli się na inwestycjach w 2008 i 2009 roku. Skala przeceny była zbyt duża, a późniejsze wzrosty zbyt słabe, by inwestorzy zapomnieli o stratach. Dlaczego wzrosty były zbyt słabe?
Tu dochodzimy do głównego problemu, czyli sposobu traktowania giełdy przez polityków. Poprzednia stracona dekada na GPW to było pokłosie zdemontowania OFE, przede wszystkim poprzez zmniejszenie składki przekazywanej z ZUS-u. Druga kwestia to prywatyzacje i akcjonariat obywatelski. Dopóki politycy byli zainteresowani częściową prywatyzacją spółek skarbu państwa, giełda była im potrzebna. Jednak akcje były sprzedawane po cenach, które niekoniecznie gwarantowały dodatnie stopy zwrotu w kolejnych latach i dodatkowo często były to spółki z branż z problemami, jak na przykład JSW.
Ale jest jeszcze większy problem. Politycy traktują spółki z dominującym udziałem skarbu państwa jak prywatną własność. Obsadzanie stanowisk to tylko jeden z problemów, drugim jest przekonanie, że spółki te mogą ponosić koszty, by zmniejszać koszty społeczne. Dobrym przykładem są tu spółki energetyczne i górnicze.
W efekcie stosunek inwestorów w Polsce do rynku kapitałowego jest obarczony absolutnym brakiem zaufania do działań rządów. Świetnym przykładem jest nastawienie do programu PPK. To bardzo dobry sposób oszczędzania, korzystny dla każdego, kto bierze w nim udział, a gdy program był uruchamiany, to ponad połowa ludzi w Polsce była przekonana, że to kolejny „skok na kasę” polityków.
Tym bardziej zasmuciła mnie wypowiedź sprzed miesiąca premiera Donalda Tuska, że „spółki giełdowe z udziałem skarbu państwa niekoniecznie powinny maksymalizować zyski”. Otóż powinny. Jeżeli takie spółki mają realizować inne cele, to skarb państwa powinien odkupić wszystkie akcje od mniejszościowych akcjonariuszy i zdjąć takie spółki z giełdy.
Każda taka wypowiedź, każda decyzja, która pokazuje, że politycy nie dbają o interes mniejszościowych akcjonariuszy, oddala nas od właściwej ścieżki rozwoju GPW. A szkoda, bo sprzyja obecnie koniunktura, wyniki spółek poprawiają się i można by stworzyć kampanię, która przebije się do mainstreamu z wynikami naszego rynku.
Tylko jeżeli spółki z udziałem skarbu państwa mają rezygnować z części zysków, by politykom łatwiej się żyło, to nie sądzę, by kampania promująca inwestowanie na GPW zakończyła się sukcesem. Minister aktywów państwowych Jakub Jaworowski poinformował ostatnio, że kapitalizacja spółek z udziałem skarbu państwa i ich spółek zależnych wyniosła 379 miliardów złotych. Wpływ tych spółek na stopy zwrotu indeksu jest ogromny. Jeżeli będą traktowane jak źródło finansowania pomysłów rządu, to ich wyceny będą dokładnie takie, jak na to zasługują.
13.05.2025

Źródło: Sunny studio/ Shutterstock.com
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania