Łapanie szczytów i dołków, czyli jak stracić i nie zarobić
Mamy kilka potrzeb psychologicznych, których zaspokojenie na rynkach finansowych jest trudne i ... kosztowne. Jedną z nich jest chęć posiadania racji. Nieważne czy tracę pieniądze, czy zarabiam. Jak to się przekłada na praktykę inwestowania?
Trudno nam zaakceptować, że rynki w swej naturze są mało przewidywalne. Jeżeli próbujemy na rynkach akcji przewidzieć kolejne ruchy, z góry jesteśmy skazani na porażkę. Czasem faktycznie układ różnych czynników sugeruje, że ryzyko inwestycji jest wysokie i możliwe jest wyznaczenie przez rynek istotnego szczytu, czyli takiego, który nie zostanie pokonany przez kolejnych kilka lat. Jednak nawet wówczas, gdy pojawiają się sygnały ostrzegawcze, nigdy nie możemy mieć pewności, że taki szczyt zostanie wyznaczony. Hossa może trwać znacznie dłużej, niż zakładają najwięksi optymiści i warto o tym pamiętać, kiedy decydujemy się na realizację zysków lub odkładamy w czasie rozpoczęcie inwestycji.
Reklama
Podobnie z wyznaczaniem przez rynki istotnych minimów. Zazwyczaj towarzyszą im pewne sygnały, które wskazują, że rynek wyczerpuje spadkowy potencjał, ale często spadki trwają dłużej niż się spodziewamy, a ponieważ nie chcemy tracić pieniędzy, to podejmujemy decyzję o wycofaniu się z rynku i poczekaniu na lepszą okazję. Można by powiedzieć, że rynki bywają złośliwe, bo bardzo często po wycofaniu się z rynku obserwujemy początek wzrostów i stajemy przed trudną decyzją: czekać nadal czy kupić po cenach wyższych niż sprzedaliśmy.
Problemy pojawiają się nawet wtedy, gdy chcemy wykorzystać istotne szczyty i dołki, a więc co najmniej średnioterminowe cykle giełdowe. Wielu inwestorów giełdowych chciałoby jednak również wykorzystać ruchy korekcyjne, czyli kilkudniowe lub kilkutygodniowe zmiany cen, które podążają wbrew dominującemu trendowi, czyli korekty spadkowe przy trendach wzrostowych i wzrostowe przy trendach spadkowych. To już graniczy z wiarą w magię. Nie ma metod analitycznych, które pozwalają na przewidzenie czasu wystąpienia i głębokości korekt. Oczekiwanie, że będę w stanie uniknąć takich fluktuacji, albo co jeszcze ciekawsze wykorzystam takie wahania do zwiększenia mojej stopy zwrotu z inwestycji, zazwyczaj prowadzi do jednego z dwóch scenariuszy, albo zbyt długo pozostaję poza rynkiem, czekając na okazję, albo wchodzę na rynek zbyt późno, a ponieważ nie chcę tracić pieniędzy, to uciekam z rynku, gdy pojawia się korekta. Takie „wskakiwanie i wyskakiwanie” z rynku zazwyczaj prowadzi do bardzo słabych wyników inwestycyjnych, a niestety dane pokazują, że wielu inwestorów indywidualnych w taki sposób na rynku się zachowuje.
Znacznie lepszą strategią jest kupowanie funduszy akcji z długoterminową perspektywą, co nie wyklucza pewnych korekt w perspektywie średnioterminowej, czyli co najmniej kilku miesięcznej. Nie nastawiam się wówczas, że będę kupował po minimalnych cenach, bo ryzykuję tym, że rynek przez kilka lat będzie kontynuował trend wzrostowy bez istotnych korekt, a nadworni przepowiadacze kolejnego załamania koniunktury, będą udowadniać, że rynek zawędrował już tak wysoko, że teraz na pewno straci co najmniej 30%, jeżeli nie 50%, więc będę czekał i czekał i czekał.
Lepiej zainwestować, nawet ryzykując korektę, niż czekać, że taka korekta się pojawi, bo czekając na korektę, możemy stracić znaczną część hossy. Ponieważ jednak nie wiemy czy korekta nastąpi, a hossa trwa już jakiś czas, to lepiej być lekko niedoinwestowanym, niż od razu zainwestować cały kapitał. Jeżeli korekta się pojawi, to możemy uzupełnić nasz portfel, jeżeli się nie pojawi, to możemy po pewnym czasie zainwestować resztę kapitału, nawet po wyższych cenach, ale wówczas ta zainwestowana część kapitału już przyniosła zyski, co zwiększa naszą poduszkę bezpieczeństwa.
Możliwe jest również zainwestowanie kapitału na innych rynkach. W czasie hossy na światowych rynkach akcji nie wszystkie rynki w tym samym czasie poruszają się w górę. Niektóre notują kilkumiesięczne korekty, po których wchodzą w ruchy wzrostowe, a często w tym samym czasie dotychczasowi liderzy mają chwilę zadyszki. Można więc wybrać rynki, które już takie fazy korekcyjne przechodzą od pewnego czasu.
Odnoszę się oczywiście do obecnej sytuacji rynkowej. O tym, że amerykański rynek akcji jest drogi słyszę co najmniej od 2014 roku. Dowodów na to, że hossa nie może być kontynuowana, według tych którzy twierdzą, że na tym rynku jest spekulacyjna bańka, jest tyle, że na pewno czeka nas kilkudziesięcioprocentowe załamanie indeksów. Zwróciłbym jednak uwagę, że amerykańskie firmy wciąż poprawiają wyniki. Sezon wyników, który właśnie się rozpoczyna, raczej potwierdzi, że spółki mają się całkiem dobrze. Po drugie, zanim Fed wycofa się ze skupu aktywów minie jeszcze kilkanaście miesięcy, a zapewne kilka lat. Mam wątpliwości czy stopy procentowe zostaną w ogóle podniesione, a jeżeli tak, to raczej nie wyżej niż do poziomu 1%. Po trzecie stymulacja fiskalna będzie w USA utrzymana w kolejnych latach, co raczej wyklucza głęboką bessę. Pozostaje oczywiście problem pandemii i kolejnych mutacji wirusa, która może spowodować kolejne ograniczenia kontaktów społeczny, ale to może być raczej pretekst do korekty na rynku akcji, niż bessy.
Sposób zarządzania portfelem inwestycyjnym powinien być dopasowany do naszego profilu inwestycyjnego. Nie powinniśmy przesadzać z udziałem ryzykownych aktywów, bo w decydującym momencie podejmiemy emocjonalne, czyli błędne decyzje. Jednak czekanie na korekty, to prosta droga do zrezygnowania ze znacznej części hossy. Zdarzają się takie okresy, gdy rynki akcji ustanawiają nowe rekordy, a największe spadki cen indeksów nie przekraczają 2%.
Dopóki światowa gospodarka będzie się rozwijać, to rynki akcji będą oferowały atrakcyjne stopy zwrotu. Wybór odpowiednich rynków to już inna historia, ale generalna zasada, o której piszę, dotyczy rozpoczynania inwestycji w trakcie trwania hossy. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy korekta się pojawi. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy w ogóle się pojawi. Dopóki trwa hossa powinniśmy zakładać, ze będzie ona trwała dopóki nie zmienią się główne siły, które ją napędzają, a więc napływ kapitałów, polityka banków centralnych i rządów, no i oczywiście koniunktura gospodarcza. Albo godzimy się z niepewnością i dajemy sobie szansę skorzystania z hossy, albo sami wchodzimy w pułapkę nierealnych oczekiwań, że wszystkie nasze inwestycje będą zyskowne, a wejdziemy na rynek po najlepszych w danym czasie cenach. W konsekwencji nasze stopy będą niższe, niż przy pasywnych strategiach, w których nie próbujemy nawet przewidywać zmian cen, a po prostu inwestujemy.
12.07.2021

Źródło: Marcio Jose Bastos Silva/ Shutterstock.com
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania