Rząd "apeluje" o podwyżkę oprocentowania lokat. To może zaszkodzić funduszom
Likwidacja WIBOR-u nie ma wielkiego znaczenia dla funduszy, ale już "apel" premiera o podwyżkę oprocentowania depozytów nie pozostaje bez wpływu na rynek. Gdy banki go wysłuchają, część inwestorów może zdecydować o powrocie do lokat. Zwłaszcza, że pod względem wyników, fundusze obligacji mają za sobą najgorszy okres w historii.
- Nie czekajcie dłużej, ponieważ jest to nadmierny zysk, który pojawia się w waszych portfelach. Niesprawiedliwy zysk - powiedział premier Mateusz Morawiecki podczas inauguracji XIV Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. W ten sposób były bankowiec, a dziś najważniejszy polityk w państwie zaapelował do banków komercyjnych o podwyżkę oprocentowania depozytów. - Dobre stawki dla lokat, to co najmniej 3-4-proc., które muszą podążać za stopą referencyjną banku centralnego - dodał. Rzeczywiście, banki opieszale podnoszą oprocentowanie lokat, ale mają ku temu poważne powody. Apel premiera może jednak zostać wysłuchany, zwłaszcza, że pojawiła się też groźba ustawowego "rozwiązania" problemu.
Reklama
- Polskie banki są nadpłynne i same nie zdecydują się na podwyższenie oprocentowania depozytów do poziomów, o których wspomniał premier. Co tydzień lokują w bonach pieniężnych NBP prawie 200 mld zł i mają niskie wskaźniki L/D (pożyczki do depozytów). Nie mają więc interesu płacić więcej za pozyskiwanie środków w postaci depozytów. Zakładam, że do regulacyjnego przymusu nie dojdzie, ale niewykluczone, że banki z dominującym udziałem Skarbu Państwa zostaną „poproszone” o podniesienie stawek - uważa Mariusz Zaród, zarządzajacy funduszami Quercus TFI.
A to kiepska wiadomosć dla TFI, bo w takim wypadku część inwestorów mogłaby się "zagłosować nogami" i przenieść pieniądze na depozyty, zwłaszcza, że fundusze dłużne mają za sobą najgorszy okres wynikowy w historii.
- Regulacyjny przymus wydaje mi się mało prawdopodobny, ale oczywiście wszystko jest możliwe. Bardziej prawdopodobny jest jednak nacisk rządzących na banki państwowe, by podniosły stopy, nawet jeśli nie jest to z ich punktu widzenia uzasadnione ekonomicznie. To mogłoby spowodować przepływ depozytów do tych banków i w konsekwencji zmuszenie innych banków do zaoferowania lokat - wskazuje Tomasz Pupka -Lipiński, zarządzający portfelami WealthSeed.
- W ostatnich latach struktura akcjonariatu sektora bankowego istotnie się zmieniła, przede wszystkim na korzyść skarbu państwa. Zakładam, że jako dominujący akcjonariusz skarb państwa ma wpływ na ofertę depozytową instytucji, które kontroluje. Reakcja prywatnych banków jest mniej oczywista. Prawda jest taka, że banki nie potrzebują dzisiaj nowego kapitału. Obecna, mało atrakcyjna oferta depozytowa, jest m.in. efektem ogromnej nadpłynności sektora, która powstała przede wszystkim w okresie pandemii. Zapowiedź regulacyjnego przymusu rozpatrywał był jednak w kategoriach pokerowego blefu. Trudno sobie wyobrazić konsekwencje takiej ingerencji dla systemu finansowego - wtóruje Jakub Krawczyk, zarządzający funduszami Michael / Ström.
Lokaty kontra fundusze
Od października ubiegłego roku stopa referencyjna NBP wzrosła z 0,1 do 4,5 proc., a WIBOR6M sięga już 6 proc. W tym czasie oprocentowanie przeciętnego kredytu hipotecznego skoczyło z 3 do 8 proc., a oprocentowanie lokat - z 0,2 do średnio 2-3 proc. Wśród państwowych banków, najwięcej na rocznej lokacie oferuje PKO BP - 3,3 proc. bez limitu wpłat. To wciąż jednak znacznie poniżej stopy referencyjnej, a także znacząco mniej od potencjału, jaki drzemie w funduszach dłużnych po ostatniej przecenie.
Dość powiedzieć, że obecnie średnia rentowność bonów skarbowych sięga 4,5 proc., dochodowość obligacji 10-letnich przekracza 6 proc., a zarządzajacy z TFI szacują, że rentowność portfeli funduszy dłużnych wkrótce znajdzie się na poziomie 7-8 proc. Zatem, nawet gdyby roczne lokaty zaczeły kusić 5-proc. zyskiem, to fundusze dłużne wciąż zachowują swoją relatywną atrakcyjność. Sęk jednak w tym, że mają za sobą najgorszy okres w historii. Ból strat, o dynamice typowej raczej dla rynku akcji aniżeli obligacji, wciąż inwestorom doskwiera.
- Po ostatnich spadkach fundusze dłużne zaczynają powoli oferować atrakcyjne poziomy rentowności. W krótkim terminie możemy obserwować jeszcze spadki ich wycen, mamy dość duży stopień niepewności, jednak w dłuższym okresie rentowność powinna z tych poziomów maleć, co będzie przekładało się na wzrost wycen. Z tego punktu widzenia inwestycja w fundusze dłużne wydaje się być atrakcyjna. Czy przełoży się to na ich popularność? To zależy w dużej mierze od siły zespołów sprzedażowych i czy zdołają zachęcić klientów do inwestycji. Mając na uwadze ostatnie przeceny, może to być zadanie trudne i będziemy musieli pewnie poczekać na większe odbicie zanim klienci do nich wrócą - wskazuje Tomasz Pupka -Lipiński.
Tymczasem lokaty to zarobek bez ryzyka, a tym samym dolegliwości bólowych. - Przy pojawieniu się wyżej oprocentowanych lokat, szczególnie w segmencie private banking, będą one stanowić zagrożenie dla funduszy bazujących na obligacjach skarbowych, szczególnie, że te nie mogą się pochwalić wynikami za ostanie 2-3 lata. Dlatego ciekawsza może być tutaj oferta funduszy korporacyjnych, które mogą obecnie oferować rentowności na poziomie 8-10 proc., które już istotnie przemawiają do wyobraźni. Jednak należy też pamiętać o ograniczonej skali takiej oferty, co wynika z relatywnie małego rynku długu przedsiębiorstw - wtóruje dr Tomasz Bursa, wiceprezes Opti TFI.
Gdy spojrzymy na zestawienie ubiegłorocznych wyników funduszy dłużnych, możemy przecierać oczy ze zdumienia. Średnia strata w grupie funduszy obligacji długoterminowych, czyli tych najbardziej narażonych na ryzyko stopy procentowej, sięgnęła 9,9 proc., a krótkoterminowych – wyniosła ponad 3 proc. Co więcej, w przypadku najgorszych funduszy dłużnych, straty liczone były w tempie dwucyfrowym. W tym roku ten negatywny trend jest kontynuowany, co ma związek z wciąż rosnącą inflacją i podążajacącymi w tym samym kierunku rynkowymi stopami procentowymi. W obliczu bessy, klienci "zagłosowali nogami" i zarządzili ewakuację z funduszy dłużnych. Jedynie w tym roku wycofali z nich ponad 12 mld zł, a od maja 2021 r. łącznie 25 mld zł. Zarządzajacy zwracają jednak uwagę, że przed funduszami dłużnymi okres sowitych zysków, co dawało TFI nadzieję na choć częściowy powrót inwestorów. Dziś, gdy problem oprocentowania lokat stał się tematem "politycznym", szanse te maleją.
- Ostatnio ogłoszone podwyżki lokat w państwowych bankach, które jednocześnie najmniej ich potrzebują, sugerują, że banki już na poważnie wzięły sugestie rządu, ale jednocześnie dobrze wskazuje to na motywację tego ruchu. Krajowy sektor bankowy charakteryzuje się niezmiennie krótkoterminową nadpłynnością, stąd ta walka o depozyty nie była dotychczas wyraźna - wyjaśnia Mikołaj Stępniewski, zarządzajacy funduszami Investors TFI.
Ekspert uważa jednak, że to się będzie powoli zmieniać, a banki zaczną dostosowywać do siebie nawzajem swoją ofertę. Jego zdaniem, strukturalne czynniki sprawiają jednak, że walka ta może nie być szczególnie zacięta.
- Podwyżki lokat niosą ze sobą relatywnie wysokie koszty i spadek marż odsetkowych, dlatego trudno sobie wyobrazić trwałe przesunięcie motywacji sprzedażowej w kierunku depozytów w największych bankach. Obecnie na lokatach z funduszem nadal poruszamy się w przedziale 2,5-4 proc. z dużymi ograniczeniami co do górnej kwoty zainwestowanych środków. Przy rentownościach portfeli funduszy dłużnych wkrótce na poziomie zbliżonym do 7-8 proc., nadal te produkty zachowują swoją relatywną atrakcyjność w dłuższym horyzoncie czasowym - uważa Mikołaj Stępniewski.
28.04.2022

Źródło: Shutterstock.com
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania