Uwe Zoellner: Uśpione zagrożenie, które może wywrócić rynki
O problemach nurtujących inwestorów, olbrzymim uśpionym zagrożeniu, a także o tym, z czym mają kłopot zagraniczni zarządzający inwestując w Polsce, rozmawialiśmy z Uwe Zoellnerem z Franklin Templeton
Analizy Online (AOL): Czego my, inwestorzy, powinniśmy się teraz obawiać najbardziej?
Uwe Zoellner (UZ): Paradoksalnie, nie wyborów w Stanach Zjednoczonych, Brexitu, czy problemów trapiących Unię Europejską. To są rzeczy, na które możemy się przygotować. Powinniśmy się bać tego, co nieznane. Mam tu na myśl nagły powrót inflacji. Wiadomo - żyjemy w środowisku deflacji i banki centralne robią teraz wszystko, aby temu zapobiec. Największym zagrożeniem będzie sytuacja, w której nagle ich działania okażą się nazbyt skuteczne, a impuls inflacyjny zbyt mocny. Wtedy będą musiały wywrócić politykę monetarną do góry nogami, a to by oznaczało olbrzymi szok dla rynków finansowych.
AOL: Jakie jest prawdopodobieństwo, że do tego dojdzie?
UZ: Niskie. Co prawda ceny surowców odbijają się od dna, ale uważam, że nie poszybują w górę. Wciąż jest dużo wolnych mocy produkcyjnych w sektorze metalurgicznym, nawet energetycznym, więc z tej strony nie spodziewam się przyjścia inflacji. Patrzyłbym raczej na pojedyncze kraje, które mogą dać impuls do wzrostu cen. Mam tu na myśli np. Wielką Brytanię. Na razie jednak, konsensus rynkowy jest taki, że w najbliższym czasie inflacja nie wróci. Warto mieć ją jednak gdzieś z tyłu głowy.
AOL: Wspomniał Pan, że nie powinniśmy się obawiać, tego na co możemy się przygotować. Jak zatem mamy się przygotować na ewentualną wygraną Donalda Trumpa?
UZ: Pytanie, które trzeba zadać, jest takie: Czy jego wygrana coś zmieni? Oczywiście, jest to polityk wyłamujący się konwencjom, często przedstawiany przez media jako potencjalny przyszły cesarz całego świata. Jednak w historii USA było już kilku prezydentów o bardzo mocnym charakterze, których pomysły rozbiły się o Kongres i Senat. Trump mówi, że zwalczy establishment, ale jego częścią są właśnie wspomniane instytucje. Rzeczywistość jest taka, że będzie musiał przestrzegać konstytucji. Zbudowanie muru na granicy z Meksykiem finansowanego z pieniędzy Meksykanów, jest niemożliwe, bo sprzeczne z prawem. To dotyczy również innych jego pomysłów. Oczywiście, jego wygrana namiesza trochę na rynkach, ale po otrząśnięciu się, inwestorzy dostrzegą, że to tak naprawdę niewiele zmienia.
AOL: Jak Pan ocenia politykę monetarną Europejskiego Banku Centralnego? Czy jest on w stanie i czy faktycznie powinien podtrzymywać wzrost na rynkach jeszcze przez długi czas?
UZ: Myślę, że Mario Draghi (prezes Europejskiego Banku Centralnego, przyp. red.) zrobił co mógł, jeśli chodzi o podtrzymywanie wzrostu w strefie euro. Dobrze oceniam jego pracę. Jednak, wydaje mi się, że jego stanowisko ma coraz bardziej konkretny wydźwięk: „To by było na tyle, jeśli chodzi o to, co mogę zrobić. Teraz czas na innych”. EBC byłoby na pewno spokojniejsze, jeśli zobaczyłoby teraz inicjatywę po stronie polityków. Chodzi o reformy strukturalne w krajach UE, ale również o stymulowanie gospodarek od strony fiskalnej. Polityka monetarna ma przecież swoje ograniczenia. Z drugiej strony, byłbym zaskoczony, jeśli w marcu 2017 r. EBC nie zdecydowałby się na przedłużenie programu skupu aktywów. Myślę, że Mario Draghi chce aby powoli, ale systematycznie w głowach innych decydentów kiełkowała myśl, że ich działania są równie istotne, jak jego.
AOL: Co Brexit może oznaczać dla portfeli inwestorów w Europie? Na dzień dzisiejszy wygląda na to, że Brytyjczycy zmierzają w kierunku scenariusza „twardego” wyjścia z UE.
UZ: W najbliższej przyszłości to nie będzie dla ich portfeli coś, co będzie miało bardzo duży wpływ. Negocjacje zaczną się najwcześniej w pierwszej połowie 2017 r. Potem mamy wybory we Francji i Niemczech. Do tego czasu żadne ważne decyzje w tej sprawie nie zapadną. Martwić będziemy się dopiero w okolicach 2019-2020 r. To prawda, że zmierzamy w kierunku „twardego” Brexitu, ale należało się spodziewać, że Brytyjczycy nie będą chcieli iść na kompromis w kwestii imigrantów. W końcu dlatego przede wszystkim głosowali za wyjściem.
AOL: Mając na uwadze wszystkie wspomniane wydarzenia, również te ukryte, o których Pan wspomniał, jak w takich warunkach ma zbudować swój portfel inwestycyjny ktoś, kto niekoniecznie ma doświadczenie i czas, żeby to wszystko analizować?
UZ: Pewnie nie będzie zaskoczeniem, jeśli powiem, że lepszym rozwiązaniem są fundusze inwestycyjne, niż siłowanie się z rynkiem na własną rękę, tym bardziej jeśli nie obserwujemy rozwoju sytuacji. Ponadto myślę, że teraz, bardziej niż kiedykolwiek, na znaczeniu zyskuje dywersyfikacja portfela. Nie wkładajmy więc wszystkich jaj do jednego koszyka. Interesująco wyglądają obligacje skarbowe rynków wschodzących, ale przede wszystkim akcje z tych rejonów świata. Myślę, że wiele gospodarek rozwijających się jest na początku strukturalnego trendu wzrostowego, po wielu latach słabych wyników. To byłby zatem mój pierwszy wybór. Drugim byłyby akcje spółek europejskich. Teraz nie mają dobrej reputacji, co sprawia, że wiele z nich jest tania z fundamentalnego punktu widzenia. Takich spółek szukałbym w sektorze energetycznym czy paliwowym. Warto zdawać sobie też sprawę, że w ostatnich 20 latach ponad 80% zysku, jakie przyniosły walory europejskich spółek, pochodziły z dywidend, a nie ze wzrostu cen akcji. Można więc znaleźć wiele spółek, które nie tylko regularnie dzielą się zyskiem, ale również działają w perspektywicznych sektorach.
AOL: Jak z Pana perspektywy wygląda teraz polski rynek akcji?
UZ: Jest z paru powodów problematyczny dla zagranicznych inwestorów. Po pierwsze, jest mocno skoncentrowany. Przeważa sektor finansowy, zwłaszcza spółki o dużej kapitalizacji. Drugim, nie mniej istotnym problemem, jest płynność. Bardzo często w strukturze właścicielskiej polskich spółek jest duży akcjonariusz i trudno jest zarządzającym funduszami zbudować w takich warunkach odpowiednią pozycję na takim podmiocie. Raczej skupiamy się na całym regionie Europy Środkowo-Wschodniej, a nie na jego poszczególnych rynkach.
AOL: Jeśli miałby Pan możliwość odwrócenia jednego wydarzenia, decyzji, która miała największy negatywny wpływ na rynki finansowe w ostatnich latach, co by Pan zrobił?
UZ: Kilka rzeczy przychodzi mi do głowy. Części z nich nie powinien raczej wypowiadać na głos. Gdybym miał jednak wybrać tylko jedno wydarzenie, myślę, że nie wprowadzałbym euro. Przynajmniej nie w takiej formie, jak to zrobiono. Po latach okazało się, że wspólna waluta nie miała tak pozytywnego przełożenia na poszczególne gospodarki, jak wszyscy sądziliśmy. Wróciłbym więc do stanu, w którym każdy miał swoją walutę lub też ograniczyłbym liczbę krajów, w których takową by wprowadzono.
Rozmawiał Wojciech Kiermacz
_________________
Uwe Zoellner jest szefem zespołu Franklina ds. europejskich rynków akcji. Do Franklin Templeton Investments dołączył w 2001 r., a w 2008 r. objął nadzór nad rozwojem lokalnej grupy ds. akcji europejskich zarządzającej portfelami akcji spółek z Europy. Jest głównym zarządzającym portfelami funduszy Franklin European Growth Fund i Franklin European Dividend Fund.
Rynek funduszy
Tylko u nas
28.10.2016

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania