Jeżeli amerykański konsument ma się dobrze, to gospodarka światowa zazwyczaj też
Wzrost konsumpcji jest niezbędny dla wzrostu PKB. W różnych krajach znaczenie konsumpcji ma jednak inną wagę. W USA i w Polsce znacznie większą, niż na przykład w Niemczech. Czy ostatnie dane o sprzedaży detalicznej w USA zapowiadają zadyszkę konsumenta? A może to pułapka statystyki?
W USA konsumpcja jest tym, co trzyma gospodarkę na ścieżce wzrostu. Oczywiście niezbędne są inwestycje, by konsumpcja mogła być zaspokajana przez wzrost produkcji i usług, ale bez wzrostu konsumpcji wzrost PKB w USA szybko hamuje. Dodatkowo silny amerykański konsument to impuls dla większych inwestycji nie tylko w USA, ale na świecie. Profil amerykańskiej gospodarki, opartej na konsumpcji, sprawia, że jej znaczenie dla gospodarki światowej jest trudne do przecenienia. Jeżeli amerykański konsument ma się dobrze, to gospodarka światowa zazwyczaj również.
Udział konsumpcji w amerykańskim PKB jest bardzo duży:
Obecnie przekracza 68%. W Polsce konsumpcja również przekracza 60% PKB, ale jej znaczenie dla gospodarki światowej jest znacznie mniejsze. Równocześnie mamy wysoki poziom wymiany handlowej, co bardziej upodabnia nas do gospodarki niemieckiej.
Dla porównania w Niemczech udział konsumpcji w PKB to nieco ponad 52%.
To oznacza, że niemiecka gospodarka jest dużo bardziej zależna od eksportu, niż gospodarka amerykańska. Jeszcze większe znaczenie ma to, że koniunktura na świecie zależy znacznie bardziej od amerykańskiego konsumenta, niż niemieckiego czy polskiego. Dlatego jego kondycja jest tak uważnie obserwowana.
Reklama
Ostatnie dane o sprzedaży detalicznej w USA mogłyby zaniepokoić, gdyby nie przyjrzeć im się nieco dokładniej. Spadek sprzedaży detalicznej miesiąc do miesiąca o 0,9% wskazywałby, że konsument przestał kupować. Jednak są to dane skorygowana o sezonowość. Rzeczywisty spadek sprzedaży m/m wyniósł 16,5%. Brzmi niepokojąco? W ciągu ostatnich dwudziestu lat w styczniu w porównaniu do grudnia były tylko dwa lata, gdy ten spadek był mniejszy. Wynika to z bardzo silnej sezonowości: dla handlu, gdzie grudzień jest fantastycznym miesiącem, styczeń - fatalnym.
Rzeczywiste dane miesięczne w ujęciu dolarowym prezentują się tak:
Dane odsezonowane w ujęciu dolarowym prezentują się tak:
Ponieważ wynik 0,9% jest wynikiem po korektach, to bardzo duże znaczenie ma to, jakie korekty zostały wprowadzone. Udział korekt jak widać może być bardzo duży, więc dochodzimy do finalnego wniosku: te dwa miesiące – grudzień i styczeń są na tyle specyficzne, że nie powinno się na podstawie styczniowego odczytu wnioskować o koniunkturze, czy sytuacji konsumenta w USA. Lepsze oszacowanie kondycji konsumenta da spojrzenie rok do roku, czyli styczeń do stycznia. Tu wzrost sprzedaży na rzeczywistych danych wyniósł 4,8%, a na skorygowanych 4,2%. Całkiem nieźle.
To jeden z przykładów, że obserwowanie danych makro, o których wiemy, że są istotne, to za mało. Warto znać metodologię, według jakiej dane są gromadzone i prezentowane. Dopiero wówczas możemy wyciągnąć właściwe wnioski.
Reklama
17.02.2025

Źródło: Shutterstock / Pressmaster
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania