Bidenomika, czyli cud gospodarczy na sterydach
W mediach amerykańskich słowo „Bidenomics” robi niezwykłą karierę. Można się spodziewać, że przed wyborami 2024 roku demokraci będą chcieli pochwalić się sukcesami gospodarczymi, więc słowo będzie odmieniane przez wszystkie przypadki. Na czym polega wyjątkowość polityki gospodarczej opisanej tym hasłem i czy w ogóle jest to coś wyjątkowego?
Zgodnie z opisem umieszczonym na oficjalnej stronie Białego Domu, bidenomika oparta jest na 3 filarach:
- prowadzeniu inteligentnych inwestycji publicznych w USA,
- wzmocnieniu pozycji i kształcenie pracowników w celu wzmocnienia pozycji klasy średniej,
- wspieraniu konkurencji w gospodarce poprzez nacisk na obniżanie kosztów, ale również wsparcie mniejszych firm.
Warto przyjrzeć się, co z tych punktów zostało zrealizowane, w jaki sposób i jakim kosztem?
Reklama
W 2021 roku Kongres uchwalił ustawę o inwestycjach infrastrukturalnych i zatrudnieniu. Początkowo wydatki w niej zapisane miały przekroczyć 2,3 biliona dolarów, ostatecznie stanęło na 1,2 biliona dolarów, które miały być wydane na infrastrukturę w ciągu 10 lat.
W 2022 roku przegłosowano kolejną ustawę, tym razem o ograniczeniu inflacji. Nazwa myląca, bo ponad 700 miliardów dolarów, które miały trafić do gospodarki, to wydatki związane z „zieloną rewolucją”, a nie ograniczeniem inflacji.
Mam wątpliwości, czy łatwo w USA znaleźć ślady wzmocnienia pozycji pracowników dzięki działaniom rządu, bo ich pozycja jest silniejsza ze względu na deficyt pracowników w usługach, co wynika z koniunktury gospodarczej, ale również ze zmian na rynku pracy wywołanych lockdownami. Same programy wspierające edukację, choć są, to nie zmieniły radykalnie sytuacji pracowników z niskimi kompetencjami, która jest trudna. Również, choć jest to jeden z celów obecnej administracji, sytuacja na rynku pracy mniejszości etnicznych zmienia się w miarę zmian koniunktury gospodarczej, ale nie zmienia się na korzyść wobec średniego poziomu zatrudnienia w gospodarce.
Poziom bezrobocia wśród czarnoskórych pracowników nadal jest o ponad 2,5 punktu procentowego wyższy niż średnia w gospodarce.
Podobnie ze wspieraniem konkurencji. Świetnie na rządowych dotacjach wychodzą takie firmy jak Tesla czy Intel, ale niekoniecznie mniejsze firmy, co widać chociażby po zachowaniu indeksów grupujących największe spółki na amerykańskich giełdach i te mniejsze.
Natomiast ustawy wspierające „zieloną rewolucję” plus inwestycje związane ze sztuczną inteligencją (na co wpływ rządu był dużo mniejszy), sprawiły, że wydatki na inwestycje budowlane prowadzone przez firmy po prostu wystrzeliły.
Pomijając więc kwestię, do kogo trafiają pieniądze wydawane przez rząd, widać, że zyskuje na tym i biznes, i cała gospodarka. Pytanie, ile to kosztuje?
Deficyt budżetowy w USA jest obecnie na poziomie, który trudno będzie utrzymać w perspektywie kilku lat.
W 2020 roku deficyt budżetowy był większy w stosunku do PKB niż w czasie Wielkiego Kryzysu i to o ponad 5 punktów procentowych. W ubiegłym roku wyniósł już tylko 5,4% do PKB, ale w tym roku na pewno będzie większy. PKB w USA to obecnie około 26,5 biliona dolarów, deficyt na koniec czerwca wyniósł 1,39 biliona dolarów w roku rozrachunkowym, który kończy się we wrześniu. Jak duży będzie deficyt na koniec tego okresu, nie wiemy, ale jeżeli będzie to 1,5 biliona dolarów, to w stosunku do PKB będzie to już 5,7%, czyli więcej niż w roku ubiegłym. Ja spodziewam się, że deficyt przekroczy 1,6 biliona dolarów.
Pięcioprocentowy deficyt budżetowy jest czymś, co można zaakceptować w okresie recesji, ale nie w okresie dobrej koniunktury. Taka sytuacja oznacza, że amerykańska gospodarka rośnie na sterydach. Zapewne rząd USA będzie starał się taką sytuację utrzymać do przyszłorocznych wyborów prezydenckich, ale warto zwrócić uwagę na ryzyka takiej polityki. Fed stara się zdusić inflację, osłabiając gospodarkę poprzez podnoszenie stóp procentowych. W tym samym czasie rząd stymuluje gospodarkę dodatkowymi wydatkami, które są ukierunkowane na wybrane sektory gospodarki, firmy i grupy społeczne. W efekcie mamy coraz bardziej karykaturalną formę kapitalizmu, w której politycy decydują, kto ma się rozwijać, a kto nie. Równocześnie gospodarka jest podtrzymywana na wyższym poziomie wzrostu gospodarczego, co zmusi Fed do utrzymywania wyższych stóp procentowych dłużej. Koszty takiej polityki nie rozkładają się równo. Znacznie bardziej uderzają w osoby biedniejsze i zwiększają ryzyko prowadzenia działalności dla mniejszych firm. Dla osób zamożnych i dużych firm taka polityka jest znacznie mniejszym zagrożeniem.
Takie działania przenoszą się na rynki finansowe. Hossa na amerykańskim rynku akcji to pochodna opisanych tu działań rządu. Te same działania sprawiły również, że w tym roku na rynku długu nie pojawiła się hossa, a rynki obligacji już kilkukrotnie były zaskakiwane żywotnością inflacji i, z konieczności, jastrzębimi działaniami Fedu.
Wciskanie w tym samym czasie pedału gazu i hamulca zazwyczaj nie kończy się dobrze dla samochodu. Mam nadzieję, że gospodarka amerykańska ma lepszą konstrukcję niż przeciętny samochód.
01.08.2023

Źródło: Shutterstock.com
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania