Chiny inwestycyjnie
Od kilku miesięcy wydarzenia w Chinach przykuwają uwagę inwestorów. Na pytanie, czy warto tam inwestować, nie ma łatwej i prostej odpowiedzi.
Od kilku miesięcy wydarzenia w Chinach przykuwają uwagę inwestorów. Działania chińskiego rządu przyniosły kolejne fale wyprzedaży na rynku akcji. Traciły przede wszystkim największe firmy technologiczne, ale generalnie słabo zachowywał się cały chiński rynek akcji. Na pytanie, czy warto tam inwestować, nie ma łatwej i prostej odpowiedzi.
Wszystko zależy od tego, jakie intencje ma chiński rząd, albo co chce osiągnąć i za jaką cenę. Hasło „common prosperity” pojawia się w wypowiedziach chińskich oficjeli bardzo często, ale pytanie, na które trzeba odpowiedzieć z punktu widzenia inwestora, to jaką cenę mają za ten „wspólny dobrobyt” zapłacić firmy i czy zagrożone jest prawo posiadania własności, bo zmiany reguł gry dotyczące bogacenia się są już faktem.
Od kilku miesięcy poznajemy coraz nowe sposoby na „przykręcenie śruby” chińskim gigantom technologicznym jak Alibaba, Tencent czy JD.com. Rząd zdecydował się na wprowadzenie nowych regulacji lub rygorystyczne egzekwowanie już istniejących. Przepisy zabraniające sprzedaży gier komputerowych, które stanowią „zagrożenie dla suwerenności czy integralności Chin” istniały już wcześniej, ale firmy łatwo je obchodziły. Tym razem jednak atak chińskiego regulatora był na tyle poważny, że z JD.com - chińskiego serwisu e-commerce - natychmiast zniknęły tytuły, które mogłyby być podstawą do nałożenia kar na firmę. Również ograniczenie czasu gier online do 3 godzin tygodniowo na skutek twardego stanowiska regulatora stało się normą, której tym razem firmy raczej nie będą próbowały obchodzić.
Część regulacji wprowadzana jest dla zwiększenia konkurencji i ukrócenia praktyk monopolistycznych oraz ochrony konsumentów przed manipulacjami społeczeństwem z wykorzystaniem algorytmów. Przynajmniej takie jest oficjalne stanowisko chińskiego rządu i regulatora. W Chinach problemy, które występują również w krajach zachodnich, mają być rozwiązane za pomocą kontroli państwa. Czy to jedyna intencja tych działań?
Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze i… kontrolę. W dobie internetu dostęp i kontrolowanie wykorzystania dużych baz danych, to nie tylko źródło zysków, ale również możliwości kontroli nad społeczeństwem, wpływania na zachowania konsumentów, czy przemieszczanie się ludności. Z jednej strony, dla chińskiego rządu to bardzo cenne źródło informacji, z drugiej dostęp - do danych o społeczeństwie chińskim jest łakomym kąskiem dla chociażby służb wywiadowczych innych krajów. Mamy więc sytuację, w której motywów do podjętych działań nie brakuje.
Pomijając fakt, że Chiny są dyktaturą, i złudzeniem jest zakładanie, że w kwestii praw obywatelskich wiele się zmieniło od wydarzeń na placu Tiananmen, to obecne działania przeciw firmom technologicznym są czymś, co wcześniej czy później czeka również firmy amerykańskie. Nadużycia, handel danymi, nielegalne wykorzystanie informacji i manipulowanie informacjami, to nie są tematy, które są obce w krajach demokratycznych. Będą to wyzwania, z którymi rządy zaczną walczyć na serio lub oddadzą mecz walkowerem, co raczej nie przełoży się na wyższy poziom życia w Europie czy Stanach. Drugie pytanie, które się nasuwa, to czym „common prosperity” wprowadzane przez chiński rząd różni się od zapowiedzi działań administracji Joe Bidena, która chce opodatkować najbogatszych i podnieść podatek korporacyjny. Rząd chiński od wielu lat realizuje politykę, która ma ograniczyć ubóstwo i zwiększyć liczebność klasy średniej i trzeba przyznać, że na tym polu odnosi sukcesy.
Jeżeli rząd Chin nie zdecyduje się na zmiany prawne, które odbiorą inwestorom majątki zainwestowane w chińskie spółki, to po szumie medialnym i spadkach wycen spółek dotkniętych nowymi regulacjami, zapewne powrócimy do sytuacji z jaką mieliśmy do czynienia przed kampania chińskiego rządu. Ryzyko polityczne w Chinach dla inwestorów zagranicznych jest wysokie. To jest fakt, z którym nie ma co dyskutować. To ryzyko zmaterializowało się teraz, gdy rząd chiński boi się zbyt mocno stymulować gospodarkę, ze względu na poziom zadłużenia, ale równocześnie potrzebuje realizować programy socjalne, obawiając się, ze dekoniunktura gospodarcza mogłaby wywołać społeczne rozruchy. Pytanie tylko ile zapłacą za ten ruch chińskie firmy?
W Chinach rzadko o jakiejś sytuacji można opowiedzieć w kolorach bieli i czerni. Raczej mamy do czynienia z odcieniami szarości. Warto to mieć na uwadze, gdy inwestujemy na tym rynku, choć osobiście nie sądzę, by chiński rząd zrezygnował z rynku kapitałowego i dostępu do globalnych kapitałów. Wprost przeciwnie. Spodziewam się, że w kolejnych latach będą podejmowane działania, by chińskie giełdy zyskiwały na znaczeniu i przyciągały nowy kapitał.
Reklama
13.09.2021

Źródło: Shutterstock.com
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania