Fazy cyklu w gospodarce a inwestycje w fundusze
Gospodarki są cykliczne. Pojawiają się okresy przyspieszonego wzrostu, ale również okresy załamań koniunktury. Jednak kryzysy przemijają i gospodarki większości krajów rozwijają się, choć oczywiście zdarzają się wyjątki.
Typowy cykl koniunkturalny rozpoczyna się w okresie spowolnienia, gdy bank centralny obniża stopy procentowe, a rząd stara się stymulować popyt i inwestycje poprzez dodatkowe wydatki z państwowej kasy. Te działania mają być przeciwwagą dla ograniczenia akcji kredytowej banków komercyjnych, mniejszej konsumpcji i inwestycji w firmach prywatnych, co jest związane z wyższym poziomem niepewności.
Reklama
Pełny cykl koniunkturalny oznacza więc zarówno zmiany aktywności gospodarczej, zmiany poziomu inflacji i stóp procentowych. W związku z tym można przedstawić schemat opisujący strategie inwestycyjne bazujące na takim modelu. W pierwszej fazie, gdy rozpoczyna się ożywienie i jeszcze nie ma wzrostu inflacji, najlepszą inwestycją są akcje. Firmy po okresie słabszej koniunktury są najczęściej po fazie restrukturyzacji, presja na płace nie jest jeszcze zbyt wysoka, więc zyski firm są wysokie. W drugiej fazie, gdy rośnie inflacja, a ożywienie nadal ma się dobrze, warto wybrać surowce, które notabene są jedną z przyczyn wzrostu inflacji. W kolejnej fazie, gdy banki centralne zaczynają walczyć z inflacją poprzez podnoszenie stóp procentowych i w związku z tym ożywienie gospodarcze zaczyna słabnąć, ale inflacja wciąż pozostaje wysoka, najlepiej mieć gotówkę lub krótkoterminowe papiery skarbowe. I w ostatniej fazie, gdy gospodarka rozwija się wolniej, co wcześniej czy później doprowadzi do spadku inflacji i poluzowania polityki monetarnej przez banki centralne, warto inwestować w długoterminowe obligacje o stałym oprocentowaniu.
Wydaje się to proste i logiczne, ale czy łatwo to stosować w praktyce? Choć gospodarka rozwija się w cyklach, to każdy cykl jest nieco inny. Może różnić się długością, może różnić się również skalą wzrostu, a potem skalą osłabienia gospodarki. Po wielkim kryzysie z 2008 roku dochodzi jeszcze skala interwencyjnego skupu aktywów przeprowadzana przez banki centralne, a po wybuchu epidemii koronawirusa również skala interwencji rządów.
Przewidzenie przebiegu cyklu koniunkturalnego jest trudne nawet wówczas, gdy w gospodarce nie występują jakieś niezwykłe zjawiska, a co mówić w sytuacji, gdy od czasu pandemii poruszamy się w świecie, który nie ma odniesień gospodarczych do przeszłości, bo nigdy skala interwencji rządów i banków centralnych nie była tak wielka i nie mierzyliśmy się z sytuacją, gdy głównym powodem osłabienia gospodarczego nie było wcześniejsze przegrzanie gospodarki i zaostrzanie polityki banków centralnych, a lockdowny.
Dziś nie wiemy ani jak długo największe banki centralne, bo to one zadecydują o globalnej koniunkturze, będą utrzymywać stopy procentowe na obecnych poziomach i skupować aktywa, ani jak długo rządy będą utrzymywać wysokie deficyty budżetowe, by stymulować gospodarkę.
Ze względu na to, co dzieje się na rynkach akcji i surowców, również jak mocno wzrosła inflacja, moglibyśmy przyjąć, że jesteśmy w inflacyjnej fazie ożywienia gospodarczego, czyli najlepszą inwestycją są surowce i wciąż jeszcze akcje, ale czy na pewno?
Tu warto cofnąć się do Wielkiego Kryzysu Finansowego i jego konsekwencji dla światowej gospodarki i rynków finansowych. To wówczas Fed, czyli amerykański bank centralny, zdecydował się nie tylko na obniżenie stop procentowych do zera, ale również na interwencyjny skup obligacji, za co zresztą był wówczas krytykowany. Okazało się jednak, że te działania pozwoliły amerykańskiej gospodarce dość szybko wrócić na ścieżkę wzrostu w przeciwieństwie na przykład do strefy euro, gdzie mieliśmy drugi „dołek” w gospodarce.
Gdy w 2020 roku pojawił się koronawirus, a rządy podjęły decyzje o zamykaniu gospodarek, to banki centralne nie czekały z interwencyjnym skupem aktywów, ale rozpoczęły go od razu. Fed w ciągu 3 miesięcy kupił aktywa o wartości 3 bilionów dolarów, a równocześnie rząd rozpoczął stymulację fiskalną, czyli przekazywanie firmom i gospodarstwom domowym gotówki, która w znacznym stopniu mogła pojawić się w systemie dzięki temu, ze bank centralny skupował emitowane przez rząd obligacje. To spowodowało, że koszt pieniądza nie wzrósł. Jednak zwiększenie ilości pieniądza w gospodarce, przy równoczesnych zaburzeniach w produkcji spowodowało wzrost cen, czyli inflacji. I dzieje się to nie tylko w USA, ale w większości krajów, które taką politykę prowadziły.
Działania rządów i banków centralnych spowodowały więc bardzo szybkie zmiany warunków gry. Konsekwencją tych działań jest obecna sytuacja, czyli wysoka inflacja, niskie stopy procentowe i prawdopodobna nie najgorsza koniunktura gospodarcza w perspektywie najbliższych dwóch lat. Bazując na modelu cyklu koniunkturalnego powinien to być okres, w którym wciąż jeszcze dadzą zarobić akcje i surowce, ale powinniśmy przygotowywać się do zwiększenia ilości gotówki w portfelu i na razie nie myśleć o długoterminowych obligacjach skarbowych.
Warto jednak pamiętać, że banki centralne bardzo niechętnie wycofują się z luźnej polityki monetarnej, bojąc się osłabienia wzrostu gospodarczego, większość rządów wciąż zamierza stymulować gospodarkę, a wzrost cen surowców i produktów, to w skutek wzrostu popytu, ale również zaburzeń w procesie produkcji. Jeżeli banki centralne mają rację i inflacja w przyszłym roku zacznie spadać, to może się okazać, że nawet długoterminowe obligacje skarbowe dadzą zarobić, zwłaszcza gdyby okazało się, że spodziewane ożywienie gospodarcze będzie słabsze, co może nieco zaszkodzić rynkom akcji i surowcom.
Biorąc pod uwagę te wszystkie wątpliwości, wydaje się, że dziś inwestorzy są w trudnej sytuacji. Z jednej strony wysoka inflacja, która zjada realną wartość kapitału skłania do poszukiwania bardziej agresywnych inwestycji, gdy rynek obligacji nie daje możliwości osiągnięcia stóp zwrotu zbliżonych do inflacji bez zaakceptowania wysokiego ryzyka kredytowego lub stopy procentowej. Z drugiej strony zarówno rynki akcji, jak również rynki surowcowe są po silnych wzrostach i spadkowa korekta może pojawić się pod byle pretekstem.
W mojej ocenie inflacja pozostanie problemem znacznie dłużej, niż dziś zakładają banki centralne, co w końcu zmusi je do zacieśnienia polityki monetarnej, choć spodziewam się, że będą to robiły stopniowo. Taki scenariusz wskazywałby na to, że kapitał szybko nie odpłynie z rynków akcji i również rynki surowcowe nie będą pod zbyt duża presją. Dla rynków surowcowych problemem mogą być kolejne ograniczenia wprowadzane w związku z mutacjami koronawirusa. Zwłaszcza ropa naftowa może być wrażliwa na takie działania. Dla rynków obligacji skarbowych utrzymujący się podwyższony poziom inflacji powinien działać ostrzegawczo. Nawet pomimo skupu obligacji przez banki centralne, gdy rentowności długoterminowych obligacji skarbowych realnie mają ujemne oprocentowanie nie na poziomie 0,5%, a na poziomie 3, a nawet 4%, to oczekiwanie, że przyniosą ekstra zyski oznacza wysoki poziom wiary, że inflacja zniknie, a gospodarka osłabnie i banki centralne nie będą zmuszone do zmiany obecnej polityki.
Obecna sytuacja wskazuje, że albo akceptujemy ryzyko, które niosą fundusze akcyjne i surowcowe i możemy liczyć na pokonanie inflacji lub wybieramy bezpieczne rozwiązania i wówczas w perspektywie roku czy półtora raczej nie powinniśmy na to liczyć. I nie jest to prosta decyzja.
09.08.2021

Źródło: analizy.pl
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania