Wielkość ma znaczenie
Kolejne tygodnie lub nawet miesiące upłyną pod znakiem większej zmienności notowań chińskich spółek. Wcześniej czy później kapitał na ten rynek powróci.
W ubiegłym tygodniu inwestorzy na światowych rynkach akcji żyli spadkami notowań chińskich spółek, których bezpośrednią przyczyną była zapowiedź chińskiego rządu dotycząca zmian regulacji wobec firm prowadzących działalność edukacyjną, zwłaszcza tych, które działają online. Te zmiany w przypadku wielu spółek oznaczają brak możliwości kontynuowania obecnego modelu biznesowego, trudno więc się dziwić, że spadki kursów były głębokie. Nie był to jednak początek wyprzedaży tego sektora, a, przynajmniej na razie, jego kulminacja. Wykres KRANESHARES CSI CHINA INTERNET ETF, popularnego funduszu grupującego chińskie spółki internetowe, pokazuje skalę przeceny od lutowego szczytu i przyspieszone spadki w lipcu.
Reklama
Dodatkowo panikę pogłębiały pogłoski dotyczące dalszych działań chińskiego rządu, które miałyby dotyczyć innych sektorów gospodarki. Tu tematem, który mocno absorbował uwagę inwestorów już wcześniej były działania Chin w obszarze cyberbezpieczeństwa. Spółka Didi, która jest odpowiednikiem Ubera w przewozach towarów, została zmuszona przez regulatora do usunięcia aplikacji umożliwiającej zamawianie przewozów. Decyzja została wydana zaraz po debiucie spółki na rynku amerykańskim i podobno była związana z tym, że zarząd spółki nie posłuchał sugestii, by nie przeprowadzał oferty akcji na rynku zagranicznym.
W tej atmosferze, gdy pojawiły się informacje, że będą kolejne regulacje uderzające w następne branże, inwestorzy zaczęli wyprzedawać akcje. Panika na chińskich rynkach trwała jeszcze we wtorek, a w środę i w czwartek przyszło odreagowanie. Jednym z powodów była konferencja, którą przeprowadził chiński nadzór nad rynkiem finansowych z największymi amerykańskimi bankami inwestycyjnymi. Po konferencji, na której nadzorca zapewnił, że rozwiązania wobec branży edukacyjnej są czymś wyjątkowym, a chińskie spółki będą mogły nadal być notowane na innych giełdach, rynek złapał oddech.
Na pytanie dlaczego inwestorzy wrócili najlepiej odpowiedział Mark Mobius, guru inwestycji w akcje na rynkach wschodzących. Według niego inwestorzy po prostu nie mają alternatywy. W indeksach Emerging Markets Chiny stanowią mniej więcej 1/3 kapitalizacji. Jest to największy i najbardziej płynny rynek, więc albo akceptujemy ryzyko polityczne, albo wycofojemy pieniądze, tylko gdzie je wówczas zainwestować?
W ubiegłym tygodniu do ETF-ów inwestujących w chińskie akcje napłynęło 975 milionów dolarów netto i była to kwota wyższa niż łączna suma wpłat do funduszy akcji krajów rozwijających się z wyłączeniem Chin oczywiście. Po prostu chińskich rynków akcji nie można zignorować. Mobius twierdzi, że jedynie pełne embargo wprowadzone przez rząd USA na Chiny mogłoby tę sytuację zmienić, ale wprowadzenie go jest mało prawdopodobne. Ponieważ zarządzający funduszami nie mają alternatywy, będą kupowali chińskie akcje, akceptując ryzyka i wyższą zmienność, nawet jeżeli wiedzą, że w przeszłości deklaracje chińskiego rządu na temat prowadzonej polityki często były mało wiarygodne.
Jeżeli ktoś uważa, że ostatnie działania chińskiego rządu i zaostrzająca się konfrontacja gospodarcza pomiędzy Chinami i USA zniechęcą do inwestowania na chińskim rynku, to może się mocno zdziwić. Inwestorzy zawsze mieli świadomość politycznych ryzyk występujących w Chinach, być może nieco je ostatnio ignorowali, ale fakt, że zamanifestowały się teraz, nie zmienia postrzegania tego rynku jako atrakcyjnego miejsca do lokowania kapitału. Można się spodziewać, że kolejne tygodnie lub nawet miesiące upłyną pod znakiem większej zmienności notowań chińskich spółek, ale spodziewam się, że wcześniej czy później kapitał na ten rynek powróci. Po prostu duży może sobie na więcej pozwolić.
02.08.2021

Źródło: ESB Professional / Shutterstock.com
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania