Czy da się czerpać zyski z drogiej energii
O podwyżkach cen prądu, gazu czy paliw grzmią już nawet ogólnotematyczne gazety, czasopisma i portale, i to na całym świecie. Czy surowce energetyczne, poza tym, że wydrenują nasze kieszenie, mogą też dać zarobić?
Ceny surowców energetycznych szaleją. Ropa naftowa podrożała od początku roku o ponad połowę (zarówno teksańska WTI, jak i europejska brent), a ceny benzyny na stacjach podchodzą już pod 6 złotych za litr, co jest skutkiem zarówno droższej ropy, jak i słabości złotego. Za gaz trzeba płacić o 120 proc. więcej niż dziewięć miesięcy temu, węgiel według wskazań giełdy w Rotterdamie jest trzy razy droższy niż na początku 2021 roku, a wykorzystywany w energetyce jądrowej uran, który od czasu katastrofy w Fukushimie w marcu 2011 roku taniał, jest najdroższy od dziewięciu lat - w ciągu ostatnich trzech kwartałów podrożał o 45%, i to mimo ostatnich spadków.
Reklama
Według najnowszych danych Eurostatu o ile ceny producentów w Unii Europejskiej wzrosły w sierpniu o 13,5% rok do roku, to w przypadku energii było to 31,2%. Podrożały też półprodukty – o 14,7%.
To, że Europie zagraża kryzys energetyczny, a w konsekwencji być może także społeczny, wydaje się głównym obecnie zagrożeniem w nadchodzących miesiącach. Nadchodzi zima, która może okazać się ostra. Już poprzednia okazała się znacznie zimniejsza od wcześniejszych, co m.in. jest skutkiem wolniejszej fazy cyrkulacji ogrzewającego Europę Golfsztromu. Z kolei jej skutkiem było zmniejszenie zapasów gazu na Starym Kontynencie. W niektórych krajach, np. w Niemczech zbiorniki gazu są niemal puste, do czego walnie przyczyniło się przykręcenie kurka z gazem przez Rosję. Moskwa próbuje w ten sposób wymóc na Europie zgodę na działanie Nord Stream 2. Po wyborach w Niemczech będzie o to trudniej, więc szantaż może jeszcze potrwać.
Do tego dochodzi zwiększone zapotrzebowanie na surowce ze strony rozpędzających się po lockdownach gospodarek (co prawda ten pęd się osłabia) i ponadrywane łańcuchy dostaw oraz zatory w portach. W Chinach dochodzi do lokalnych blackoutów, wstrzymywana jest praca fabryk, co tylko może zwiększyć problemy z dostawami.
Częściowo można brak gazu zrekompensować zużyciem ropy naftowej, co powoduje wzrost cen także tego surowca. Jednak w poniedziałek 4 października kartel OPEC i Rosja nie zdecydowali się na odejście od planu zwiększania wydobycie i potwierdzili, że od listopada będą dostarczać na rynek o 400 tys. baryłek dziennie więcej niż obecnie. W odpowiedzi na tę decyzję ceny ropy natychmiast ruszyły w górę, ponieważ analitycy liczyli na zwiększenie dostaw o 700 tys. albo nawet 1 milion baryłek dziennie.
Z najnowszych, opublikowanych 28 września prognoz OPEC wynika, że globalne zapotrzebowanie na energię pochodzącą z wszelkich surowców energetycznych wzrośnie w ciągu ćwierćwiecza o 28%, zarówno ze względu na podwojenie światowego PKB, jak i dodatkowe 1,7 mld ludzi na Ziemi. Nie jest to więc problem chwilowy.
Wraz z cenami surowców energetycznych zyskują akcje spółek surowcowych, i to nie tylko tych o solidnych fundamentach, oraz fundusze inwestujące w podmioty dostarczające energię. Wystarczy spojrzeć choćby na akcje JSW, które w dwa miesiące podrożało o ponad 60%. Akcje Gazpromu na moskiewskiej giełdzie rosną nieprzerwanie od listopada ub. r. i od tamtej pory podwoiły wartość. Liczony w dolarach indeks RTS rosyjskiej giełdy wzrósł w tym czasie o prawie 60% (Gazprom ma w nim największą wagę, 16,99%).
Rośnie także zainteresowanie inwestycjami w gaz ziemny, który uważany jest za surowiec mniej nieprzyjazny środowisku niż ropa czy węgiel, ale nie przez wszystkich jest zaliczany do źródeł „czystej” energii. Przykładowo indeks Bloomberg Natural Gas Subindex Euro Hedged Daily Total Return zyskał w ciągu roku (do 6 października 2021 r.) 88%.
Oczywiście, gdy zapotrzebowanie na gaz i prąd spadnie, tzn. gdy minie zima, a podaż w przemyśle zacznie wreszcie nadążać za popytem (lub popyt spadnie wskutek zbyt wysokich cen), ceny tradycyjnych surowców powrócą do niższych poziomów.
– Dużo z obecnego wzrostu cen surowców już jest w wycenach. Krótkoterminowo jeżeli panika z zakupami gazu i ropy będzie kontynuowana, to będziemy mieli dalsze wzrosty cen spółek. Jednak rządy starają się interweniować i może się okazać, że jesteśmy w szczycie paniki. Więc są to ryzyka, których nie da się dokładnie zmierzyć. Warto pamiętać, że te wzrosty cen akcji trwają już jakiś czas, a taka panika kontra euforia, to czas na gwałtowne zwroty akcji. Więc ryzyko jest wysokie – mówi Rafał Bogusławski w odpowiedzi na pytanie internauty o to, czy inwestować teraz w fundusze surowcowe.
W horyzoncie długoterminowym nic natomiast nie zatrzyma „zielonej” rewolucji, nawet jeśli obecny kryzys energetyczny (i prawdopodobne kolejne) ją nieco spowolni.
Gra w zielone
Indeksów grupujących spółki zajmujące się wytwarzaniem lub wydobywaniem i przetwarzaniem surowców energetycznych jest na globalnych rynkach sporo. Na topie są te, które spełniają kryteria ESG, czyli inwestują zieloną energię. Według Bloomberg Intelligence, globalne aktywa ESG zgromadzone w ETF-ach są na najlepszej drodze do przekroczenia 53 bilionów dolarów do 2025 roku, co stanowi ponad jedną trzecią przewidywanych 140,5 biliona dolarów we wszystkich aktywach pod zarządzaniem. Tej klasie funduszy nie zdołał zaszkodzić nawet koronawirus, a spośród 26 funduszy ESG analizowanych przez S&P Global Market Intelligence od marca 2020 do marca 2021 aż 19 poradziło sobie lepiej niż indeks S&P 500, który licząc od dołka z połowy marca 2020 roku, w ciągu 12 miesięcy zyskał 70%.
Fundusze te inwestują na przykład w farmy wiatrowe lub fotowoltaiczne, czy też zajmujące się pozyskiwaniem energii z innych źródeł odnawialnych (elektrownie wodne, geotermalne, biogazownie), ale także w spółki z innych branż, które dążą do zminimalizowania swojego śladu węglowego. Niektóre fundusze ograniczają się do eliminowania spółek o największym negatywnym wpływie na środowisko, społeczeństwo czy nieprzestrzegające zasad ładu korporacyjnego, co ma tę zaletę, że pozwala na bogatą dywersyfikację. Przykładem może tu być Vanguard ESG U.S. Stock ETF, którego aktywa przekraczają 5 miliardów dolarów.
Fundusze inwestują także w same surowce poprzez zakup kontraktów terminowych na giełdach towarowych, takich jak nowojorski NYMEX czy londyńska LME albo instrumenty pochodne.
Swoje fundusze oparte na surowcach energetycznych mają największe firmy i banki inwestycyjne, takie jak wspomniany Vanguard, BlackRock, Invesco, Fidelity, AIB czy State Street.
W Polsce inwestować można w surowce za pomocą kontraktów CFD, poprzez aplikację udostępnianą przez brokera lub kupując fundusze surowcowe lub takie, które inwestują w spółki, których wyniki zależą od cen określonych surowców. Z funduszy najwięcej na polskim rynku dostępnych jest tych inwestujących w złoto, znajdziemy jednak także zajmujące się surowcami energetycznymi. Są to:
- Skarbiec Spółek Surowcowych (link do webinarium), który lokuje co najmniej dwie trzecie aktywów w jednostki uczestnictwa funduszy surowcowych oraz akcje spółek wydobywczych i przetwarzających surowce;
- Pekao Surowców i Energii, który inwestuje m.in. w fundusze Amundi;
- PKO Surowców Globalny (instrumenty udziałowe oraz tytuły uczestnictwa innych funduszy inwestycyjnych, dające ekspozycję na następujące sektory gospodarki: poszukiwanie, produkcja, przetwarzanie, dystrybucja lub handel surowcami);
- Allianz Global Metal and Mining (inwestuje w fundusz Allianz Global Metal, który z kolei koncentruje się na akcjach spółek korzystających na poszukiwaniu, wydobyciu lub przetwarzaniu surowców)
oraz
- NN (L) Indeks Surowców, bazujący na subfunduszu NN (L) Commodity Enhanced zarządzany przez zespół NN Investment Partners w Hadze. Ten natomiast odwzorowuje indeksu Commodity Enhanced Curve Index.
Wszystkie wymienione fundusze od w ciągu ostatnich 12 miesięcy przyniosły dwucyfrowe stopy zwrotu: od 21,5% po niemal 40%. NN (L) Indeks Surowców, dostępny od początku 2021 roku uzyskał od tej pory 26,06% (wyceny na 28 września).
To jeszcze nie wszystko
Z raportu firmy William Blair wynika, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat – wedle wszelkiego prawdopodobieństwa – podrożeją metale przemysłowe, takie jak miedź, lit, nikiel i aluminium. Zapotrzebowanie na wszystkie te surowce ma wzrosnąć do 2030 roku ponadpięciokrotnie. Już zresztą one drożeją: aluminium od początku roku poszło w górę o 48%, miedź, mimo że od maja jest w trendzie bocznym, o ponad 17%, lit o niemal 29%, a nikiel o 8,5%. Będzie to związane z rewolucją energetyczną, m.in. z deklaracjami zastępowania aut spalinowych elektrycznymi. Do produkcji baterii będą potrzebne nieżelazne metale przemysłowe. Analitycy banku inwestycyjnego Goldman Sachs w opublikowanym zaledwie przed miesiącem raporcie przewidują, że w ciągu 12 miesięcy (od sierpnia 2021 roku) nikiel, aluminium i miedź podrożeją odpowiednio o ponad 27%, 23% i 30%.
08.10.2021

Źródło: Lukasz Z/ Shutterstock.com
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania