ING TFI: Niebezpieczna wiara w pewność
Jednym z podstawowych założeń, w ramach którego realizowane są wszystkie inwestycje od początku działania rynków finansowych jest istnienie stopy wolnej od ryzyka, czyli takiej którą można zarobić zawsze bez względu na panujące rynkowe warunki. W powszechnym przekonaniu taką stopą wolną od ryzyka jest bankowa lokata, ale nierzadko również realne inwestycje jak nieruchomości czy złoto. W przypadku lokaty zakłada się, że bank zawsze odda nam oszczędności, czyli nie ponosimy ryzyka, a dogmat wzrostu wartości realnych inwestycji jest tłumaczony ich ograniczoną dostępnością. Czasy powszechnej telekomunikacji i informatyzacji sprawiły, że do grona inwestycyjnych pewniaków goszczących w świadomości inwestorów jakiś czas temu wkroczyła też ówczesna największa spółka świata – Apple. Powiększające się grono wyznawców nadgryzionego jabłka mało zapewnić nieustany dopływ gotówki i nieuchronny wzrost kursu. Niestety ostatnie miesiące w brutalny sposób przypominają inwestorom jak niebezpiecznie jest wierzyć, że coś trwa wiecznie.
Reklama
Lokaty pewne „na bank” skutecznie wyperswadował depozytariuszom niedawny przypadek Cypru. Co prawda drobni ciułacze zostali oszczędzeni i nie ruszono środków poniżej 100 tys. EUR, ale już każdy kto ma (a raczej miał) więcej musi liczyć się ze stratami, które obecnie szacuje się na 40-60% kapitału. Zysk bez ryzyka? W tym przypadku raczej ryzyko bez zysku! Drugi symbol bezpieczeństwa, czyli złote inwestycje w ciągu dwóch dni zaliczyły spadek o 14%, który był największy od 33 lat, czyli od stycznia 1980 roku. Tylko, że wtedy panowała wysoka inflacja, ZSRR interweniował w Afganistanie, a w Iranie trwała rewolucja. Trudno tamtą historyczną zawieruchę porównać np. do dzisiejszych działań Korei Północnej. Modę na złoto w ostatnich dwóch latach nakręciły Banki Centralne i ich drukarki. Wizja skokowego wzrostu inflacji podnosiła ceny wszystkich surowców, a złoto wydawało się najbezpieczniejszą alternatywą w obliczu bilionów nowych dolarów, euro, jenów czy funtów. Ta koncepcja ani odrobinę nie straciła na aktualności tylko obecnie została zaktualizowana o cherlawy wzrost gospodarczy w 2013 roku. A bez wzrostu i konsumpcji producenci nie prześcigają się produkcji, czyli nie podbijają cen surowców. Warto przypomnieć, że na początku 2011 roku lata 2013-14 miały przynieść powrót ekonomicznej normalności. Teraz ten horyzont przesunął się na 2014-15 tylko jakby wiara rynków w taki rozwój wydarzeń trochę mniejsza. Jednak taka sytuacja otwiera nowe możliwości, aby połączyć przyjemne z pożytecznym. Kupno złotej biżuterii dla wybranki wpisze się idealnie w dywersyfikację portfela inwestycyjnego, którą Panie na pewno docenią. A jest okazja - złoto najtańsze od 2 lat!
Podobnie sytuacja ma się z (byłą) najdroższą spółką świata, imperium Steva Jobsa, której kurs od września 2012 w zaledwie 6 miesięcy… spadł o 44%. W tym czasie amerykański rynek (sprawdź wyniki funduszy akcji amerykańskich) zyskał 10%, czyli w żadnym stopniu nie wynikało to z rynkowych nastrojów. Żaden z konkurentów (Samsung, Nokia) nie zaprezentował przełomowego produktu grożącego iPhonowi, a na koniec sam Apple nie sprawił, że jego fani mogliby czuć się zawiedzeni i nadal ma na koncie grubo ponad 100 mld dolarów, które nie leżą w żadnym cypryjskim banku. Co się zatem zmieniło? Moda na inwestycje! Każda moda, również ta inwestycyjna, kończy się, a po niej następuje kolejna, po której będzie kolejna, a potem następna. Na razie zagranica uwielbia ubierać się w polskie obligacje. Tylko czy ten kożuch o grubości już ponad 200 mld złotych nie zacznie ich grzać wraz z nadejściem słonecznego lata?
Paweł Cymcyk, menedżer ds. komunikacji inwestycyjnej w ING TFI
/ak
22.04.2013

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania