Ciężkie jest życie zagranicznych TFI w Polsce. Powodów nie brakuje
Choć często dystansują polskich rywali dużo większym doświadczeniem i lepszymi stopami zwrotu, to jednak wciąż fundusze luksemburskie nie cieszą się w Polsce popularnością. Barier w rozwoju, również tych administracyjnych, nie brakuje. Ale najważniejszą wciąż stwarzają sami inwestorzy, choć to powoli się zmienia.
Zagraniczni powiernicy nad Wisłą łatwego życia nie mają. Od ponad dekady próbują wkupić się w łaski krajowego inwestora, ale ten z uporem maniaka wybiera polskie fundusze. Potwierdzają to dane o aktywach. Nie dysponujemy wprawdzie pełnym obrazem sytuacji, bowiem nie wszyscy zagraniczni gracze dzielą się tą wiedzą, ale z informacji, jakie pozyskaliśmy wynika, że na koniec ubiegłego roku aktywa zgromadzone w luksemburskich funduszach wynosiły niespełna 6 mld zł. Oznacza to, że przez dekadę wzrosły o zaledwie 1,6 mld zł. W tym czasie aktywa krajowych powierników podwoiły się, sięgając na koniec ubiegłego roku ponad 300 mld zł. Dlaczego luksemburskie fundusze - które nierzadko dystansują polskich rywali większym doświadczeniem, lepszymi stopami zwrotu, a do niedawna również dużo niższymi opłatami - nie zdobyły dotychczas popularności? Barier w rozwoju, również tych administracyjnych, nie brakuje.
Reklama
"Nominee account", czyli kij ma dwa końce
Mamy jedyny w tej części Europy rynek lokalny. Wszędzie wokół nas są wyłącznie fundusze luksemburskie - mówił przed trzema laty w wywiadzie dla "Parkietu" Marcin Dyl, wieloletni prezes Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami. I rzeczywiście, w Czechach, na Węgrzech czy w Austrii lokalne fundusze praktycznie nie istnieją, a rynek zdominowany jest przez międzynarodowych graczy. W Polsce proporcje te są zupełnie odwrócone. Dlaczego? Jak tłumaczył w tamtym wywiadzie prof. Marcin Dyl, to efekt różnych elementów, ale jeden z najważniejszych to brak w Polsce tzw. rachunku zbiorczego (nominee account). Jest to rozwiązanie, które funkcjonuje w innych krajach naszego regionu i znacząco ułatwia sprzedaż funduszy zagranicznych. Polega na tym, że dystrybutor sam nabywa tytuły uczestnictwa, a potem ze swojego rachunku sprzedaje je dalej. W Polsce rachunek jest powiązany tylko i wyłącznie z klientem.
Czy to dobrze? Odpowiedź nie jest taka oczywista. Lokalne fundusze zwykle inwestują na lokalnym rynku kapitałowym, bo najlepiej go znają. W ten sposób pomagają w jego rozwoju, wspierając również gospodarkę. Zagraniczni gracze, przykładowo Black Rock, Fidelity czy Franklin Templeton, mają z kolei dużo większe kompetencje i doświadczenie w inwestowaniu na rynkach globalnych, co jest oczywiście niewątpliwą zaletą, ale z drugiej strony powoduje, że preferują oni inwestycje za granicą. Podczas gdy przez ostatnie lata polski rynek kapitałowy rozwijał się właśnie m.in. dzięki OFE i lokalnym fuduszom inwestycyjnym, w tym czasie rynek czeski dreptał w miejscu być może właśnie dlatego, że tamtejsi inwestorzy wysyłali swój kapitał za granicę za pośrednictwem funduszy luksemburskich.
- Model operacyjny funkcjonujący w Polsce, wypracowany był wiele lat temu, zanim na polskim rynku zagościły fundusze luksemburskie. Jego ewentualna zmiana wymaga analizy i kompleksowego podejścia do takiego ruchu przez cały rynek - przeanalizowania wszystkich za i przeciw, zarówno z punktu widzenia lokalnych TFI jak i zagranicznych podmiotów. Są podmioty zagraniczne, które nie decydują się na wejście do Polski właśnie ze względów na brak nominee account, ale prawda jest taka, że nawet w obecnym modelu mogą znaleźć dla siebie drogę, bo zawsze mogą wejść w kooperację z jakimś lokalnym TFI - tworząc wspólnie strategie lub powołać taki podmiot do życia i działać samodzielnie realizując założoną strategię - uważa Arkadiusz Mastalerek, członek zarządu DI Xelion.
Z drugiej jednak strony, polska branża TFI liczy już trzy dekady i można powiedzieć, że dusi się we własnym sosie. Wpadki inwestycyjne i afery finansowe z ostatnich lat sprawiły, że Polacy mają o lokalnych funduszach coraz gorsze zdanie. Wciąż kochają depozyty w bankach, ale równocześnie jednak coraz większą mają też świadomość potrzeby dywersyfikacji geograficznej portfela. Wystarczy powiedzieć, że od stycznia ubiegłego roku do krajowych funduszy akcji zagranicznych napłynęło łącznie 4,8 mld zł, podczas gdy w tym czasie z funduszy akcji polskich wyparowało 400 mln zł.
"Zagraniczna" oferta krajowych powierników wypada jednak blado na tle rozwiązań globalnych graczy, zwłaszcza, gdy mówimy o funduszach inwestujących na perspektywicznych, ale egzotycznych z polskiego punktu widzenia rynkach, jak kraje Bliskiego Wschodu, czy Azja. Polscy zarządzający wprawdzie próbują wypływać na takie wody, ale wciąż mają w tym zakresie ograniczone kompetencje (wielu z nich posiłkuje się np. ETF-ami). Można zatem powiedzieć, że jesteśmy dziś ofiarą własnego sukcesu. Mamy silny rynek lokalnych funduszy, którym brakuje kompetencji do inwestowania na globalnych rynkach. W efekcie, nie korzystamy z pełnego potencjału, jaki daje świat inwestycji.
- Wprowadzenie nominee account pomogłoby w rozwoju oferty zagranicznych podmiotów, ale zmieniłoby też obecny model dla graczy lokalnych - i tu dziś trudno oszacować z jakim skutkiem dla końcowych klientów - uczestników funduszy. Decyzja o wprowadzeniu nominee account w Polsce byłaby niewątpliwie dużą zmianą w zakresie ewidencji i rozliczeń funduszy, ale docelowo mogłoby to doprowadzić do obniżenia kosztów funkcjonowania funduszy, gdyż obecnie część procesów jest dublowana i wykonywana zarówno przez fundusz jak i dystrybutora - wskazuje Arkadiusz Mastalerek.
Podatki nie takie straszne, jak je malują
Nominee account, czyli rachunku zbiorczego wciąż w Polsce nie ma, a to właśnie on - zdaniem zagranicznych powierników - mógłby odblokować dystrybucję funduszy luksemburskich w Polsce. Ale czy na pewno? Jest podobno jeszcze jedna bariera. Otóż, zyski z funduszy inwestycyjnych (bez względu na to, czy polskich, czy zagranicznych TFI) to w świetle przepisów podatkowych dochody kapitałowe, od których należy odprowadzić 19-procentowy podatek. O ile polskie towarzystwa będące płatnikiem robią to za nas, tak zagraniczne instytucje zarządzające funduszami już nie. W efekcie, z takiej inwestycji trzeba rozliczyć się samodzielnie. I jak się okazuje, dla niektórych jest to nie lada wyzwanie, które może zniechęcać do inwestowania.
- Dla części inwestorów jest to zapewne bariera, ale podejście zagranicznych firm zarządzających zmienia się i firmy te dają przy rozliczeniu podatkowym coraz lepsze wsparcie klientom. Zdecydowana większość zagranicznych TFI przygotowuje szczegółową informację o transakcjach, która okazuje się bardzo pomocna przy rozliczeniu podatkowym, ale oczywiście nie wyręcza klienta z obowiązku złożenia deklaracji i rozliczenia podatku w urzędzie skarbowym - zanzacza Arkadiusz Mastalerek.
Rozliczenie się z fiskusem nie jest jednak takie bardzo skomplikowane. Podstawę opodatkowania stanowi przychód uzyskany z funduszu luksemburskiego, po przeliczeniu według średniego kursu NBP z dnia poprzedzającego dzień jego uzyskania, pomniejszony o wydatki poniesione na zakup tytułów uczestnictwa, również przeliczone na złote wg tej samej zasady. Otrzymaną w ten sposób kwotę należy wykazać w jednym z zeznań rocznych, składanym - w zależności od źródeł innych przychodów - na formularzu PIT-36, PIT-36L, PIT-38 lub PIT-39. Co ważne, kwestie podatkowe nie mają absolutnie żadnego znaczenia w trakcie inwestowania w fundusze luksemburskie. Nabierają go dopiero w momencie sprzedaży tytułów uczestnictwa funduszy.
- Kwestie podatkowe i brak nominee account nie są z naszego punktu widzenia barierą w inwestowaniu. Są nią natomiast wieloletnie przyzwyczajenia polskich inwestorów do inwestowania tylko w Polsce i tylko w polskich złotych, co na szczęście na przykładzie klientów QValue widać, że ewoluuje w kierunku posiadania globalnych portfeli - wskazuje Michał Stanek, prezes Q Value.
Z ofertą pod strzechy
Niebagatelną rolę w procesie popularyzacji funduszy luksemburskich w Polsce mają sami dystrybutorzy. W sieciach sprzedaży, gdzie dominuje rola doradcy (inwestor zamożny) produkty te są oferowane od lat.
- Oferta DI Xelion od dawna wzbogacana była o fundusze luksemburskie partnerów takich jak: Schroders, Franklin, Fidelity, BlackRock czy Goldman Sachs. Stanowią one idealne dopełnienie portfeli inwestycyjnych klientów zorientowanych na globalne podejście, które rekomendujemy w ramach naszych usług doradztwa inwestycyjnego. Obecnie aktywa klientów DI Xelion zgromadzone w tych rozwiązaniach stanowią około 30 proc. wszystkich środków zainwestowanych przez klientów w rozwiązania funduszowe dostępne za naszym pośrednictwem - wskazuje Arkadiusz Mastalerek. I dodaje, że fundusze luksemburskie dają szeroką dywersyfikację geograficzną, dostęp do wielu, często niedostępnych w Polsce, klas aktywów, czy też możliwość inwestowania w kilku walutach.
- Rolą dobrego dystrybutora jest umiejętne skonstruowanie usługi doradztwa inwestycyjnego, opartej właśnie o tak szeroki wachlarz rozwiązań inwestycyjnych i korzystaniu z ekspertyzy inwestycyjnej zagranicznych dostawców tych rozwiązań. Popularyzacja tych rozwiązań to oczywiście większa konkurencja na polskim rynku, która pozytywnie powinna wpływać na stopę zwrotu osiąganą przez klientów - uważa przedstawiciel DI Xelion.
Pod strzechy (do klienta mniej zamożnego) fundusze luksemburskie trafiają nieco wolniej. W marcu ubiegłego roku ofertę w ten sposób powiększył mBank. Klienci Supermarketu funduszowego mogą wybierać spośród ponad 40 rozwiązań, a wśród nich jest kilkanaście funduszy obligacji, 2 alternatywne i jeden mieszany. Na platformie mBanku fundusze luksemburskie można kupować online bez opłat manipulacyjnych, a w dodatku przy dużo niższym progu wejścia - od 1 tys. zł (kolejne 500 zł). Standardowe minima wskazane w prospektach funduszy wynoszą od 1 do nawet 5 tys. EUR lub USD.
- Fundusze luksemburskie mają średnio niższe opłaty za zarządzanie. Ich innym atutem jest to, że są zarządzane przez firmy z długoletnią historią, z aktywami wielokrotnie większymi niż polski rynek kapitałowy oraz to, że zapewniają międzynarodową dywersyfikację. AllianceBernstein nie oferuje swoich funduszy żadnej innej instytucji w Polsce, a do tej pory ich oferta była skierowana wyłącznie do klientów bankowości prywatnej mBanku - uzasadniali przed rokiem przedstawiciele mBanku.
Na platformie Kup Fundusz również dostępnych jest niemal 40 funduszy luksemburskich (Franklin Templeton oraz Schroders). Inwestować także można bez opłat transakcyjnych, a minimalna pierwsza wpłata wynosi od 3 do 4,9 tys zł. Z kolei Q Value posiada w swojej ofercie fundusze 3 zagranicznych asset managerów: Schroders, Fidelity i Franklin Templeton.
- Udział funduszy luksemburskich w portfelach naszych klientów systematycznie rośnie i na dziś stanowi już ponad 20 proc. Powodem tego jest coraz większa oferta funduszy dostępnych w PLN oraz możliwość zainwestowania za pomocą naszej platformy QFund.pl. Bardzo dużą przewagą funduszy luksemburskich nad naszymi polskimi TFI jest ekspozycja na właściwie dowolną klasę aktywów i dowolny rynek na świecie. Dodatkowym argumentem, który wpływa na decyzje inwestycyjne klientów jest możliwość obsługi posiadanych rejestrów w całej Europie, co było najczęściej pojawiającym się pytaniem po wybuchu wojny na Ukrainie - wskazuje Michał Stanek.
Fundusze luksemburskie, oprócz tego, że zarejestrowane są w Luksemburgu i mogą być dystrybuowane na terenie Unii Europejskiej po spełnieniu określonych warunków, w praktycznym użyciu niewiele się od lokalnych funduszy różnią. Po prostu pozwalają inwestować. W porównaniu do rozwiązań lokalnych mają jednak na podorędziu zdecydowanie większe instrumentarium i łatwiejszy dostęp do rynków na całym globie. I to własnie takie "egzotyczne" z polskiego punktu widzenia kierunki czy strategie cieszą się u zagranicznych powierników największą popularnością. W przypadku Franklina, w pierwszej połowie tego roku najwięcej pieniędzy krajowi inwestorzy wpłacali np. do Franklin Natural Resources, Franklin US Opportunities, czy Templeton Latin America. W Fidelity wzięciem cieszą się m.in. strategie Global Inflation Linked Bonds, US Equity i Global Equity Income.
- Niestety sprzedaż w drugiej połowie roku może być ciężka, biorąc pod uwagę wysokość depozytów jakie oferują banki oraz ofertę obligacji skarbu państwa. Liczymy na częściowe odbicie rynków akcyjnych po bardzo dużych korektach oraz uspokojenie się dalszych wzrostów rentowności na rynkach długu. W dalszym ciągu widzimy szansę dla Franklin US Opportunities jako głównego składnika dobrze zdywersyfikowanego portfela oraz widzimy potencjał dla Franklin Natural Resources. Dodatkowo szykujemy kampanie dla produktów o niższym ryzyku w tym celu dodajemy do oferty PLN-H1 nowe produkty mieszane skoncentrowane na dochodzie oraz obligację z rynków rozwiniętych - zapowiada Kamil Mikołajczak, dyrektor zarządzający Templeton Asset Management (Poland) TFI.
Fundusze luksemburskie inwestują w aktywa denominowane w innych walutach niż polski złoty. Jeśli jednostka funduszu nie charakteryzuje się zabezpieczeniem kursu walutowego, to na wyniki inwestycji wpływ ma zarówno zmiana wyceny aktywów w walucie inwestycji, jak i kurs walutowy. Niektóre tytuły uczestnictwa funduszy luksemburskich dostępne są jednak w PLN-hedged, co oznacza, że mają zabezpieczane ryzyko walutowe.
01.08.2022

Źródło: Shutterstock / PHOTOCREO Michal Bednarek
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania