PZU Dłużny Rynków Wschodzących - cały świat w zasięgu portfela
Reklama
Dla kogo jest ten fundusz?
Zmiany zarządzających funduszem inwestycyjnym mogą niekiedy wywoływać istotne konsekwencje dla klientów. Portfel pod nowym kierownictwem może być zarządzany w nieco odmienny sposób i w konsekwencji przekładać się na kluczowe charakterystyki produktu, takie jak stopy zwrotu czy ryzyko. Z taką sytuacją nie powinni jednak mieć do czynienia inwestorzy PZU Dłużny Rynków Wschodzących. Chociaż na przełomie maja i czerwca br. z zespołu odeszli Tomasz Stadnik (pełniący jednocześnie funkcję prezesa TFI) oraz Łukasz Stelmasiak, to profil rozwiązania i sposób zarządzania mają pozostać niezmienione. Swego rodzaju gwarantem utrzymania status quo ma być Marcin Wlazło, który od ponad roku współzarządzał funduszem wraz z Łukaszem Stelmasiakiem. Obszarem zainteresowania pozostaje zatem dług skarbowy krajów rozwijających się. Cały czas są to głównie państwa Europy Środkowo-Wschodniej takie jak Polska, Rumunia, Łotwa czy Węgry. Zarządzający tak jak dotychczas może także inwestować globalnie w bardziej egzotyczne (jak na produkty dłużne polskich TFI) instrumenty skarbowe państw spoza Europy. Ich udział w portfelu ma być jednak relatywnie niewielki. Niezmieniony pozostaje także zakres podejmowanego ryzyka stopy procentowej, który ma sięgać od ok. 4 do nawet 8 lat. To dużo chociażby w porównaniu do funduszy skupionych głównie na polskich obligacjach rządowych. W efekcie wyniki inwestycyjne w największej mierze uzależnione są od ryzyka kredytowego państw rozwijających się oraz stóp procentowych w Polsce, Eurolandzie oraz USA. W przypadku dwóch ostatnich decyduje o tym fakt, iż do portfela trafiają obligacje z rynków wschodzących denominowane właśnie w euro oraz amerykańskim dolarze. Dodatkowym czynnikiem wpływającym na wyniki może być również kurs złotego do walut zagranicznych. Marcin Wlazło ma bowiem stosować aktywne podejście do zabezpieczania ryzyka kursowego, poszukując dodatkowej stopy zwrotu również w tym obszarze. Do jego dyspozycji pozostaje także mechanizm dźwigni finansowej oraz instrumenty pochodne, w tym przede wszystkim.m.in. na stopę procentową. Dotychczasowe wyniki PZU Dłużny Rynków Wschodzących są niełatwe do oceny. Główną przyczyną jest problem z przyjęciem wystarczająco miarodajnego punktu odniesienia. Na polskim rynku niewiele jest bowiem produktów o podobnej charakterystyce, a i benchmark funduszu (100% WIBID 6M) nie ułatwia tego zadania. Nieoficjalny cel zarządzających, jakim są kilkuprocentowe dodatnie roczne stopy zwrotu, jak dotychczas udawało się osiągać. Również w porównaniu do średniej stopy zwrotu funduszy polskich obligacji skarbowych produkt TFI PZU wypada całkiem korzystnie. Nadwyżka nad nią to w horyzoncie roku +1,6 pkt proc., a w okresie 3 lat rośnie do +3,8 pkt proc. Wyniki te okupione są jednak relatywnie większym ryzykiem, rozumianym jako zmienność miesięcznych stóp zwrotu. Należy jednak pamiętać, iż z uwagi na bardzo wyraźne różnice w strukturze portfela wspomniana grupa nie jest najlepszym punktem odniesienia. Pomimo zmian w zespole zarządzającym pozostawiamy w mocy dotychczasowy 3-gwiazdkowy rating funduszu. PZU Dłużny Rynków Wschodzących to nadal niewątpliwie ciekawe rozwiązanie, które może trafić w gust bardziej świadomych inwestorów szukających okazji na rynku długu. Cały czas jednak niełatwo jednoznacznie ocenić efektywność zarządzania. Co więcej, przewagom konkurencyjnym w postaci znaczącej swobody w budowaniu portfela i możliwości wykorzystywania rynkowych okazji towarzyszą bardzo wysokie koszty rozwiązania. Nabycie jednostek może kosztować aż do 4% inwestowanego kapitału, a opłata od wyniku ustalona jest jako część nadwyżki ponad relatywnie łatwy do pobicia benchmark w postaci stawki rynku pieniężnego.Paweł Gruber, Marcin RóżowskiAnalizy Online
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania