Gospodarka, banki centralne i stymulacja fiskalna
Europejski Bank Centralny na wczorajszym posiedzeniu zdecydował, że nie wprowadzi zmian w polityce monetarnej. Brak zmian w poziomie stóp proc. nie był zaskoczeniem, natomiast brak rozszerzenia skupu aktywów o kolejne 350 mld EUR już tak
Inwestorzy oczekiwali, że ze względu na mocniejsze euro i niepewność dotyczącą prognoz wzrostu gospodarczego na kolejne kwartały, EBC zdecyduje się na dodatkowe wsparcie rynków i gospodarki. Prawdopodobnie sprzeciw wobec poszerzania programu skupu Jensa Weidmanna, przedstawiciela Bundesbanku, i grupy członków EBC o bardziej konserwatywnym nastawieniu do polityki monetarnej, którzy uważają, że skup aktywów powinien być przeprowadzany w sytuacjach awaryjnych, zdecydował o tym, że nie tylko nie ogłoszono poszerzenia programu skupu, ale Christine Lagarde na konferencji podkreśliła, że nie było dyskusji o takim rozszerzeniu. Tak więc dodatkowy skup aktywów ma się zakończyć w połowie przyszłego roku, choć szefowa EBC wspomniała, że w przypadku pogorszenia sytuacji gospodarczej EBC jest gotowy rozszerzyć obecne działania.
Reklama
Bardzo ciekawa była reakcja rynków na te informacje, a właściwie jej brak. Na rynku akcji trudno było doszukać się bezpośrednich zmian indeksów w reakcji na komunikat po posiedzeniu, a potem w czasie konferencji Christine Lagarde. Rentowności włoskich obligacji wzrosły o kilka punktów bazowych. Większą reakcję można było zaobserwować na rynku walutowym. Kurs euro wzrósł do poziomu 1,19, a przed publikacją był na poziomie 1,1840. Wraz z umocnieniem euro wzrósł kurs złota i srebra. Jak na wydarzenie, które było wyczekiwane od kilku dni, reakcja bardzo stonowana.
Być może inwestorzy wzięli pod uwagę, że w wypowiedzi Christine Lagarde nie pojawiło się jakieś większe zaniepokojenie z powodu umocnienia euro i jego negatywnego wpływu na inflację. Być może ważne były prognozy makro dla strefy euro i skorygowanie prognozy spadku PKB na ten rok z -8,7% do -8% i generalnie dość optymistyczny ton wypowiedzi dotyczący sytuacji gospodarczej w strefie euro. Warto jednak zauważyć, że gdyby kilka miesięcy temu EBC nie podjął działania, którego inwestorzy oczekiwali, to przecena na rynkach akcji sięgnęłaby kilku procent, a rentowności obligacji południa Europy wzrosłyby o 20 albo 30 punktów bazowych. Co więc się zmieniło?
Wygląda na to, że inwestorzy przyjęli, że banki centralne zrobiły swoje. Deklaracje ze strony Fed-u i EBC, że będą czuwać i w razie konieczności zwiększą skalę działania są wystarczające, by rynki pozostały spokojne. Dane z gospodarki USA i strefy euro pokazują, że po głębokiej zapaści w marcu i kwietniu aktywność gospodarcza szybko wzrosła, choć nie osiągnęła poziomów sprzed pandemii. Jednak w porównaniu do scenariuszy, które były kreślone po II kwartale, sytuacja jest zdecydowanie lepsza. Równocześnie widać, że tempo ożywienia zaczęło słabnąć, a we wrześniu i w październiku może być wygaszana przynajmniej część programów ratunkowych uruchomionych po lockdownach.
Reakcja rynków pokazuje, że inwestorzy dużo większą wagę przykładają obecnie do deklaracji rządów na temat programów stymulacji fiskalnej, które mają być prowadzone w tym, a zwłaszcza w przyszłym roku, niż na to, co robią banki centralne. Wiadomo, że duże banki centralne nie zaostrzą polityki monetarnej przynajmniej do końca przyszłego roku. Strumień kapitałów będzie zasilał rynki finansowe i gospodarkę, a jego skala będzie uzależniona od potrzeb. Tu więc nie widać ryzyka. Znacznie ważniejsze będzie to, jak rządy będą wspierać gospodarkę w kolejnych miesiącach.
Niemiecki rząd kilka tygodni temu dyskutował na temat przedłużenia programu dopłat do wynagrodzenia pracowników, który pozwala firmom dotkniętym efektami pandemii, na uniknięcie redukcji zatrudnienia. Dyskusja była ostra, ponieważ część polityków uważała, ze utrzymywanie tego programu, gdy nie ma już lockdownu jest kosztowne, a i tak te branże, które nie są w stanie odzyskać poziomu sprzedaży sprzed koronawirusa będą musiały zredukować zatrudnienie. Oznacza to, że przedłużenie programu wsparcia tylko odsunie to zjawisko w czasie. Ostatecznie politycy zdecydowali się kontynuację programu. W tym tygodniu również pojawiły się plany niemieckiego budżetu na przyszły rok, który zakłada odejście od zasady utrzymania zrównoważonego bilansu. Niemiecki rząd w przyszłym roku będzie miał deficyt na poziomie 80 miliardów euro. Podobne decyzje podejmują Francuzi. Prezydent Macron kilka tygodni temu zapowiedział pakiet stymulujący gospodarkę o wartości 100 miliardów euro, z których większość ma być przeznaczona na inwestycje. Również w Polsce Ministerstwo Finansów zapowiada program, który ma pobudzić prywatne inwestycje i nie bez powodu deficyt budżetowy na przyszły rok planowany jest na 82 miliardy złotych.
Mamy przed sobą kilka kwartałów, w których okaże się, jak naprawdę wygląda sytuacja w gospodarce po lockdownach. Interwencje fiskalne i monetarne, które zostały wprowadzone w marcu i kwietniu w Europie pozwoliły na poprawę sytuacji gospodarczej na tyle, by nie nastąpiły masowe bankructwa i skok bezrobocia w skali, której doświadczyły Stany Zjednoczone. Gospodarka jest jedna mocno osłabiona. Bez interwencji państwa, bez dodatkowych środków przeznaczonych przede wszystkim na inwestycje, może się okazać, że lepsza sytuacja obecnie jest jedynie przystankiem przed kaskadowym spadkiem aktywności w przyszłości.
Uwaga inwestorów w najbliższym czasie będzie skoncentrowana na planach pobudzania gospodarek przez rządy. Sensowne plany, które zostaną wprowadzone w życie, będą nagradzane również poprzez napływ kapitałów na rynek akcji. Kraje, które zbyt szybko wycofają się ze stymulacji fiskalnej znajdą się w trudnej sytuacji. Warto mieć na uwadze, że pandemia spowodowała znaczne zmiany w krajobrazie gospodarczym, jak chociażby gwałtowne przesunięcie się aktywności gospodarczej do sieci internetowej. Gospodarki wspierane przez rządy będą w stanie nie tylko odzyskać poziom aktywności sprzed epidemii, ale firmy z tych krajów będą w stanie wejść na nowe rynki. Te kraje, które nie będzie na to stać, będą borykały się z wysokim bezrobociem i niższym tempem wzrostu gospodarczego. W konsekwencji w kolejnych latach skumulowane koszty braku stymulacji obecnie, przekroczą koszty tej kumulacji. Dlatego zamiast rozpaczać nad poziomem „dziury budżetowej” warto zwrócić uwagę na co te pieniądze będą wydawane. Niemcy zamierzają wspierać nowe technologie i „zieloną rewolucję”. Jeżeli pójdziemy tą drogą, to nie tylko zwiększymy PKB, ale również konkurencyjność naszej gospodarki. Jeżeli te pieniądze zostaną przeznaczone na konsumpcję, to niestety za kilka lat poniesiemy tego konsekwencje w postaci niższego wzrostu gospodarczego i wyższych podatków. Tak więc, mniej istotne jest jak bardzo rząd się zadłuża, dużo ważniejsze w jakim celu.
11.09.2020

Źródło: Oleksiy Mark / Shutterstock.com
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Przejdź do logowania